Ciąć czy nie ciąć
Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła. (Rdz 3,16)
Odpuściłem sobie trochę ostatnio pisanie o polityce, bo jakoś nie miałem nastroju. Czytuję o bohaterskim Jurku, którego za konsekwencję wobec własnej mentalnej ciasnoty chwalą nawet lewicowcy, i nie chce mi się normalnie. Trzeba było naprawdę silnego bodźca, żeby mnie skłonić. No i w końcu się trafił — u Azraela na blogu.
Kim jest ów uśmiechnięty łysawy pan na zdjęciu? Ten pan to Bogdan Chazan. Bogdan Chazan jest profesorem. Jest również ÜberCiasnym. Na tym jego funkcje społeczne się nie kończą — tak się składa, że Ministerstwo Zdrowia zatrudnia go jako eksperta. Ostatnio wpadł na pomysł ograniczenia liczby cesarskich cięć na porodówkach. I wie, jak to zrobić — NFZ będzie refundował cesarki tak samo jak porody naturalne, a tak się składa, że cesarki kosztują szpital dużo więcej.
Postanowiłem, że ograniczę przeklinanie na blogu, bo to dowód niedojrzałości psychicznej. Wstyd mi więc, bracia i siostry, ale muszę: kurwa, ja pierdolę, co za gość.
Jeżeli takie rozporządzenie wejdzie w życie, poza faktycznym gwałtownym spadkiem ilości dokonywanych cesarek możemy spodziewać się a) wzrostu liczby aborcji, b) większej ilości niepełnosprawnych dzieci i c) spadku liczby urodzeń. Dlaczego? Już mówię.
Znam osobiście kobietę, która zrezygnowała z aborcji tylko dlatego, że jej okulista przysiągł na kolanach, że wystawi zalecenie przeprowadzenia cięcia cesarskiego. Tyle jeśli chodzi o pierwszy punkt.
Drugi punkt jest jeszcze fajniejszy. Kiedy moja żona Martynka rodziła mojego syna Mikołajka, okazało się, że pępowina owinęła mu się wokół szyi. Zawiązane naprędce konsylium lekarskie postanowiło, że damy radę bez cięcia. Konsylium działało w strasznych warunkach, baba wrzeszczy, chłop mdleje, położna walczy, ciemno, głośno. Wierzyłem i wierzę do dziś, że podjęli najlepszą możliwą decyzję, podyktowaną wyłącznie względami medycznymi i płynącą z ich doświadczenia.
Decyzja została podjęta, Mikołajek wyszedł na świat drogą standardową. Pępowina go lekko tylko poddusiła, więc nie zgarnął maksymalnej ilości punktów Apgar, ale nic mu się poważnego nie stało. Zawdzięczamy to jednak mistrzowskiej akcji w wykonaniu dwojga świetnych lekarzy i położnej-czarodziejki. Co by się jednak stało, gdybyśmy nie byli w tak dobrych rękach, a w dodatku na właścicielach owych rąk ciążyłaby presja finansowa? Chciałbym wierzyć, że szpitalna kasa nie wpłynęłaby na decyzję “ciąć czy nie ciąć”; chciałbym, ale zamiast na wierze wolę opierać się na wyobraźni. Ta zaś podpowiada mi, że spokojnie mógłby się zdarzyć przypadek, w którym przy szansach 50-50 argument o kasie byłby decydujący.
Ad. c): Ilość cesarskich cięć na świecie rośnie, zwłaszcza w bogatych krajach. Rośnie z prostego powodu — dla wygody rodzących kobiet. Śmiem przypuszczać, że opcja cesarki czy innego ograniczenia bólu porodu sprawia, że więcej kobiet decyduje się na dziecko. W szkole rodzenia, do której chodziliśmy, nie było oczywiście zdecydowanych na cesarkę, bo dla nich szkoła rodzenia to strata czasu. Za to na dziesięć kobiet uczęszczających na te zajęcia, jedna głośno deklarowała, że jeszcze na izbie przyjęć zażyczy sobie znieczulenia i pozwie szpital do sądu, jak jej tego nie zapewni. Znaczy, kobiety się boją…
No ale słowo “wygoda” może się odnosić wyłącznie do żyjącej i czującej istoty posiadającej własną godność, nie zaś do przedmiotu. Zaś dla Ciasnego idioty, który kieruje się w życiu zapisami z książeczki, z której cytatem rozpocząłem ten wpis, zwrot “wygoda rodzącej” to zapewne oksymoron.
Na marginesie: Azrael zaczerpnął swój wpis z informacji w “Dzienniku”. Tam też można przeczytać zdanie:
Z kolei dr Wojciech Puzyna, dyrektor warszawskiego Szpitala św. Zofii, w którym zdarzyły się głośne przypadki śmierci dziecka lub kalectwa na skutek niezastosowania cesarskiego cięcia, przyznaje: “Jest coraz więcej kobiet, które skarżą szpital, bo ich poród zakończył się urodzeniem niepełnosprawnego dziecka”.
Trochę to brzmi, jakby szpital św. Zofii był umieralnią. Otóż nie jest — jest to jedno z najlepszych miejsc do rodzenia dzieci w Warszawie. Obie moje latorośle tam właśnie przyszły na świat i mogę o tym szpitalu mówić wyłącznie w superlatywach. Na przykład wspomniane wyżej konsylium odbyło się za pomocą cicho rzucanych półsłówek i komend; moja żona musiała dowiedzieć się ode mnie po porodzie, że w ogóle coś się działo złego. Ekipa dwojga lekarzy i dwóch położnych debatujących nad tym, czy mój syn może się udusić, czy nie, przeprowadziła ową dyskusję tak dyskretnie, że Martynka nic nie zauważyła.
Moim zdaniem to wszystko wynika z tego, że ci uśmiechnięci łysi panowie myślą tylko o dupach, ale narzucony im przemocą w dzieciństwie światopogląd skutecznie spętał im libido, przez co ich seksualne frustracje przeradzają się w nienawiść i pogardę dla kobiet.
widzisz bart, bo to jest właśnie socjalizm. zmuszanie wszystkich do czegoś co zdaniem zmuszającego jest dla nich dobre.
zarówno ja jak i ty (tak mi się wydaje) wybraliśmy św. zofię pomimo że wiedzieliśmy że mają tam “hopla” na punkcie naturalnego porodu. uważaliśmy że zyski dla dziecka i matki przeważają nad potencjalnym zagrożeniem. ale to był nasz wybór i nasze ryzyko. a ten pan uważa że trzeba na siłę uszczęśliwiać innych.
Nie wiem, skąd wy bierzecie taką definicję socjalizmu… Wy, bo nie pierwszy raz takie coś słyszę. Powiedz lepiej, jak tam zmiany w życiu ;)
Nie znam się na porodach, ale wolałabym wybrać szpital, gdzie maja hopla na punkcie naturalnego porodu. Bo mam koleżankę, która rodziła 1 raz i twierdzi, że prawie nic nie czuła, taka miała położną. A inna po cesarce nie mogła się ruszyć przez tydzień. Ale zakładam, że miałabym wybór, a nie narzucą mi go łysi panowie. Faktycznie jest coraz więcej cesarek ale jedna akcja wyborczej z ubiegłego roku zrobiła w moim gronie znajomych więcej niż taki rozkaz z NFZ.
@bart: a czy wolno mi zapytać kto odbierał ten porób Twojej żony?
żona mojego brata też rodziła w św. Zofii, ale jak skurcze trwały już 8 godzin, a mój bratanek nie zaczął jeszcze wychodzić na świat, to zdecydowali się na cesarkę i wszystko poszło bardzo sprawnie i fachowo.
Mikołaja odbierała położna o nazwisku Byrczek i młoda pani doktor, której nazwiska nie pamiętam, ale łatwo ją namierzyć, bo jest sobowtórem Geeny Davis. W konsylium brał też udział pan doktor, nomen omen, Rodzeń. A przy Hani naszą położną była Monika Dróżdziel. I wszyscy byli rewelacyjni.
moa, ja nie wybrałem św. Zofii, bo mają hopla na punkcie porodu naturalnego. Po prostu wszyscy, którzy tam rodzili, byli zachwyceni.
a to nie znam, bo jedną panią ginekolog w tym szpitalu jest dawna bardzo dobra przyjaciółka mojej matki i się zastanawiałem czy może nie ona była przy porodach waszych dzieci.
przypuszczam, że gdyby pan chazan był panią chazan, miałby krańcowo rózne poglądy. punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. w tym wypadku rodzenia.
Brak mi słów. Rzucam klątwę na tego drania Chazana i jego koleżkę Piechę! Niechaj im te idiotyzmy kołkiem w gębie staną. Albo w dupie.
A może ten gość to zwykły pedał? Widzi świat przez pryzmat swoich bolesnych dziecięcych przeżyć i braku akceptacji (w każdą stronę)? Jako pedryl nie akceptuje ohydnego aktu porodu dokonywanego przez obrzydliwe stwory, które leją na siedząco i dlatego bardzo chciałby zwalczyć znienawidzonego wroga bólem. A niech mają za swoje. Obrzydliwe potworomatki (jego pewnie taka była)!
Na tym blogu nie używamy słów “pedał” i “pedryl”, bo jesteśmy oświeceni. Kurwa.
Słowa “wesoły” też nie używamy bo za to jest kara 5 zł.
A ja nakładam na wszystkich karę w wysokości 5 zyli. Jak się komu nie podoba dostanie z bani, bo jestem prosty i niewysoki. Płatność należy uiścić jak wrócę z Mazur. Pacyfikacja nastąpi.
Wy durne CEPRY.