“Mama” i “tata” zakazani w szkockich szpitalach
Podtytuł: Czyli jak się rodzi bzdura…
W chwilach wolnych czytam sobie wieści na portalu pardon.pl — sądząc po ilości prawicowych baranów w komentarzach, dość popularnym. No i dziś wyczytałem tam niesamowitą historię.
Tekst jest opatrzony standardowym zdjęciem Straszliwej Cioty w Dragu, żeby czytelnik wiedział, jak wygląda prawdziwy homoś. A opowiada o tym, jak to w szkockich szpitalach zakazano personelowi używania słów “tata” i “mama” w odniesieniu do rodziców małych pacjentów — bo przecież niektórzy z nich mają dwóch tatusiów i zero mamuś, względnie odwrotnie. Czyli polityczna poprawność atakuje.
Coś mi zaśmierdziało. Przeprowadziłem więc malutkie blogerskie śledztwo.
Pardon przedrukował tekst z “Rzeczypospolitej”. Zostawmy więc Pardona w spokoju i zajmijmy się dziennikiem. Skąd oni to wzięli? Ano ze strony lifesite.net, która z kolei zaczerpnęła informacje z americansfortruth.com.
LifeSite i Americans For Truth? Czas na proste audiotele. Czy, sądząc po nazwach ich domen, wymienione strony prezentują poglądy:
- wyważone i obiektywne
- trockistowskie
- skrajnie prawicowe i fundamentalistyczno chrześcijańskie
Odpowiedzi proszę wysyłać SMS-em na numer 666. Koszt SMS-a według stawek operatora.
Nie należy oczywiście z góry odbierać tym witrynom wiarygodności. W końcu mimo swej betonowej ciasnoty mogą podawać rzetelne i prawdziwe informacje. Jedna z owych stron podaje przecież nawet link do tej straszliwej dyrektywy, która zmusza biedne szkockie pielęgniarki do posłuszeństwa. Poczytajmy zatem sami.
Faktycznie, na stronie siódmej sugeruje się używanie “partnerów” zamiast “męża” czy “żony”, a w przypadku dzieci zamiast “tata” czy “mama” proponuje się słowo “rodzic”. Czyli wszystko się zgadza! Ciaśni mieli rację! Tyle tylko, że owe sugestie, jak zresztą i cała broszura, dotyczą komunikacji z rodzicami homoseksualnymi oraz ich dziećmi.
No i pstryk, historyjka pękła.
OK, LifeSite i Americans For Truth nie okazali się zbyt wiarygodni. A biedna “Rzeczpospolita” pewnie po prostu przedrukowała bezmyślnie od nich tekst, tak jak ostatnio “Wyborcza” przepisała słowo w słowo skandaliczną depeszę agencyjną PAP o referendum aborcyjnym w Portugalii, w której to depeszy PAP nie krył specjalnie, jakie stanowisko zajmuje w sporze o przerywanie ciąży (tytuł depeszy: “Portugalia podzielona przed referendum w sprawie zabijania dzieci nienarodzonych” — a dalej równie fajnie).
Być może tak właśnie było. Być może “Rzeczpospolita” jest bez winy. Trzeba wierzyć w ludzkie dobro i dziennikarską bezstronność. Jednak, mimo owej wiary i nadziei, czasem trzeba zadać parę niewygodnych pytań. Na przykład takich:
- Dlaczego dziennikarze “Rzeczypospolitej” czerpią treści z fundamentalistycznych portali?
- Dlaczego nie czytają dostępnych publicznie dokumentów, o których owe portale informują, by w ten sposób zweryfikować newsa u źródła? Bo są kiepskimi dziennikarzami, być może. OK. Ale w takim razie:
- Dlaczego zwracają się o komentarz w tej sprawie do Lynette Burrows, którą nazywają “znaną brytyjską specjalistką od spraw rodziny”, a z której poglądami można zapoznać się tu?
Gorąco zachęcam do skorzystania z ostatniego linku, wtedy zorientujecie się nie tylko, kim jest pani Burrows, ale też co robi w “Rzeczypospolitej”. To najwyraźniej stara znajoma autora tekstu o Szkocji, naszego szperacza po portalach dla Ciasnych i autora omawianej w tym poście notatki, Piotra Zychowicza. Krótki cytacik z pani Lynette, żeby was zachęcić:
Chodzi o tzw. gejowski styl życia. Narkotyki, alkohol, rozwiązłość seksualna. W tym środowisku ludzie Zachodu umieszczają niewinne dzieci. Efektem są poważne zaburzenia psychiczne.
Nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować dziennikowi “Rzeczpospolita” i portalowi Pardon rzetelności dziennikarskiej. W zasadzie mógłbym opowiedzieć jeszcze raz o tym komiksie Raczkowskiego z pierdoleniem, ale już mi się nie chce.
P.S. Tekst za “Rzeczpospolitą” przedrukowała właśnie internetowa “Wyborcza”. Nosz kurwa…
P.P.S. I Wierzejski też o tym pisze.
Dzięki, bro. Widzisz, ja jestem leniwcem i nie pogmerałem, żeby sprawdzić co i jak, a trzeba było.
Dzieki, jesli to prawda, to RZ jest żenująca. Ale już nic mnie nie zdziwi
A tak przy okazji okazalo sie, ze polska branza reklamowa – w osobie jej reprezentanta Bartka K. – jest bardziej rzetelna w doborze informacji od branzy dziennikarskiej – w osobach panstwa z “Rz”.
Pora umierac!
;)
No, brawo! To lubię, konkretne przykłady debilizmu ciasnego i węszenie naziolskich bredni.
RZ mnie załamuje, powoli staje się nowym Ozonem.
Na szczęście nasz prezydent nie jest homofobem! Sam tak powiedział. http://slowbear.blox.pl/2007/02/Mam-malego-penisa-i-jestem-taki-brzydki.html
Gosciu jestes smieszny. Negujesz caly fakt tylko dlatego, ze bylo to zasugerowane dla czesci “rodzin” homoseksualnych? Znaczy, ze skoro to bylo tylko do nich, to wcale nie istnieje. Porazajace wnioski – logika: 1 implikuje w 0, czyli FAŁSZ prosze pana.
Gościu drogi, znasz dowcip o Radiu Erewań?
Nie dyrektywa, tylko program edukacyjny, a w zasadzie jego część – bo dotyczy on niepełnosprawnych, mniejszości etnicznych i seksualnych.
Nie zakazano wobec wszystkich, tylko zasugerowano inne określenia wobec niektórych.
Nie znana specjalistka od spraw rodziny, tylko znana homofobka.
Nie za bardzo widzę, jaki fakt zostaje.
“P.S. Tekst za “Rzeczpospolitą” przedrukowała właśnie internetowa “Wyborcza”. Nosz kurwa…”
Jako nieustający zamieszczacz tego typu sprostowań, zapytam retorycznie: “internetowa Wyborcza (www.gazetawyborcza.pl) czy portal Agory (www.gazeta.pl)”?
wiadomosci.gazeta.pl – do nich jestem podłączony RSS-em.
ale kurde, nie mam nic do gejów ani lesbijek. Nie mam nic do ich małżeństw, ale jak mozna mowic o rodzicach homoseksualnych i ich dzieciach. Jezeli sami sobie zrobili to dziecko to znaczy ze nie sa homoseksualni, ale jezeli sami sobie go nie zrobili to skad je maja niby w szpitalu dla noworodkow?
“jak mozna mowic o rodzicach homoseksualnych”
Hm, ponieważ o ludziach, którzy zaadoptowali dziecko, mówi się “rodzice”, a o ludziach, którzy je spłodzili – dla odróżnienia “biologiczni rodzice”. Czy taka odpowiedź pasuje?
Mój przyjaciel mówi “ojciec” o facecie, który mieszka z jego matką od dwudziestu paru lat. O swoim prawdziwym ojcu też mówi “ojciec” i też mu ludzie zadają idiotyczne pytania.
@bart
“wiadomosci.gazeta.pl – do nich jestem podłączony RSS-em.”
No to jednak nie “internetowa Wyborcza” :-). I naprawdę zważywszy, że portal coraz bardziej rozbudowuje swoją redakcję, by mieć własne materiały niezależnie od “Wyborczej” i “Metra”, warto się przyzwyczajać do tego że to jednak inne medium…
Dziękuję za ten opis, i za przeprowadzone śledztwo, jednak pragnę zauważyć że wnioski z niego są nie do końca uczciwe. Np w miejscu “owe sugestie, jak zresztą i cała broszura, dotyczą komunikacji z rodzicami homoseksualnymi oraz ich dziećmi.”
Otóż jest to nie do końca prawda. Na potwierdzenie, cytat ze źródła całego zamieszania:
Partners and “next of kin”
Using the terms “husband”, “wife” and “marriage” assumes opposite sex relationships only and will automatically exclude all LGB people. Using the term “partner” and “they/them” to refer to the partner will avoid this problem. ***This is also inclusive of all heterosexual couples, regardless of their marital status.*** (str. 7)
…i to zdanie jest chyba jedynym w całej broszurze tyczącym heteroseksualistów, a znajduje się w rozdziale zatytuowanym “Kluczowe założenia komunikacji z homoseksualistami”.
Ciąg dalszy cytatu brzmi “Many people hold a mistaken belief that “next of kin” must be a married partner or blood relation. In order to avoid this confusion it may be advisable to use “partner, close friend or close relative”. This allows the patient to identify and choose who is important to them.” – i tu wychodzi to, o czym zapomniałem napisać: czym tak naprawdę jest ta broszura. Otóż nie jest ona rozporządzeniem, tylko częścią programu edukacyjnego, który najwyraźniej zaczął się od niepełnosprawnych. Po drugie, sugestie co do języka dotyczą najwyraźniej POCZĄTKOWEJ fazy kontaktu z pacjentem – “this allows the patient to identify and choose”.
Zresztą w broszurze cały rozdział (Monitoring) poświęcony jest ustaleniu we wczesnej fazie wywiadu orientacji seksualnej pacjenta/rodziny.
Kiedy zobaczyłem tą wiadomość , to pomyślałem sobie: cieszy się serce polaka bo inne narodowości też mają durne pomysły.
Niestety radość była krótka, bo cała durność jak śię okazuje przez polaków tylko wymyślona.
Ciekawe, ale zarzuty wobec Rzepy mocno naciągane.
Ich błąd – “program edukacyjny” został przemianowany na “dyrektywę” w jednym miejscu a “raport” w innym.
Ale dalej cytują w miarę dokładnie…
RZECZPOSPOLITA:
“Można w nim znaleźć m.in. wytyczne, w jaki sposób powinno się rozmawiać z pacjentami i między sobą, aby nie używać w pracy homofobicznych słów. Za takie uznane zostały “mama” i “tata”, które w rozmowach z dziećmi powinno się zastąpić na przykład “opiekunami”, “strażnikami” lub w ostateczności “rodzicami”.
Good LGBT Practice:
“When talking to children, consider using “parents”, “carers” or “guardians” rather than “mother” or “father””.
Rz:
“Orientacja seksualna i płeć nie mają nic wspólnego z dobrym rodzicielstwem” – przypomnieli autorzy raportu”
Good LGBT Practice
“sexual orientation or gender identity has nothing to do with good parenting or good child care”
Rz:
“Zamiast słów “małżeństwo”, “żona” czy “mąż” pielęgniarki powinny mówić: “partnerzy”, “bliscy przyjaciele”, “bliscy”. “Pozwoli to pacjentom samodzielnie zdecydować, kto jest dla nich ważny” – podkreślono”
Good LGBT Practice:
“Using the terms “husband”, “wife” and “marriage” assumes opposite sex relationships only and will automatically exclude all LGB people. Using the term “partner” and “they/them” to refer to the partner will avoid this problem. This is also inclusive of all heterosexual couples, regardless of their marital status. Many people hold a mistaken belief that “next of kin” must be a married partner or blood relation. In order to avoid this confusion it may be advisable to use “partner, close friend or close relative”. This allows the patient to identify and choose who is important to them”
Rz:
“Zalecono również zaopatrzenie szpitali w homoseksualne czasopisma i plakaty przedstawiające inny niż heteroseksualny model rodziny”
Good LGBT Practice:
LGBT service users and staff need to see, hear and feel that they are welcome, have rights and are welcome, have rights and are safe:
See – physical environment acknowledges that LGB and T people exist and are welcome, e.g. posters / magazines relating to LGBT people’s lives”
Piszesz: “Tyle tylko, że owe sugestie, jak zresztą i cała broszura, dotyczą komunikacji z rodzicami homoseksualnymi oraz ich dziećmi”
To teraz ja poproszę o konkret. Skąd taki wniosek?
Wszak zdanie “Individual circumstances lead to
varied family structures and parenting
arrangements. It is important to be aware of
this” wskazywałoby raczej, że należy zachować czujność inkluzywną w każdym przypadku.
Cytaty z broszury się zgadzają, owszem. Ale Rzepa nie poprzestała na przeinaczeniu programu edukacyjnego na dyrektywę – pominęła kompletnie to, że ów program dotyczy komunikacji z rodzinami homoseksualnymi i ich dziećmi. Ty wątpisz w taki sens owej broszury. Ja sobie nie wyobrażam, jak można inaczej odczytywać przeznaczenie czegoś, co zostało wydane przez organizację homoseksualistów (we współpracy ze służbą zdrowia), nosi tytuł “Właściwe postępowanie z homoseksualistami w służbie zdrowia”, a headline “spornego” rozdziału brzmi “Przyswojenie właściwego sposobu komunikacji z lesbijkami, gejami, biseksualistami oraz transseksualistami (LGBT) jest ważną częścią rozwoju nowoczesnej służby zdrowia w Szkocji”.
Zdanie, które wyciągnąłeś z kontekstu, kończy akapit następującej treści: “LGBT mogą mieć i mają dzieci, orientacja seksualna czy płeć nie mają nic wspólnego z dobrym rodzicielstwem. Według badań, 20% LGBT ma dzieci. Niektóre zostały urodzone bądź adoptowane w związkach heteroseksualnych, zanim jedno z rodziców ujawniło swoją orientację, inne urodziły się bądź zostały zaadoptowane przez związek homoseksualny. W wyniku różnych okoliczności powstają zróżnicowane struktury rodzinne czy umowy rodzicielskie. Warto o tym pamiętać.” – trochę kanciasto to przetłumaczyłem, ale już późno.
I teraz powiedz mi: gdzie tu jest coś, co sugeruje, że treść broszury tyczy się rodzin heteroseksualnych?
Czy taki konkret wystarczy? Czy też może mam omówić zdanie “Używanie właściwego języka w kontaktach z pacjentami i współpracownikami jest kluczowym elementem budowania dobrych relacji”? Też niby nic o gejach nie ma…
A nazywanie Lynette Burrows znaną specjalistką od praw rodziny to jak nazywanie Macieja Giertycha znanym specjalistą od dinozaurów. Czy tu też zarzut wobec Rz jest naciągany?
A ja Wam powiem tak:
Uważam się za człowieka oświeconego, chlubię się swoją postępowością i tolerancją, wszyscy ludzie są moimi braćmi itp. Gejów zbyt wielu osobiście nie znam, trudno mi więc ich aktywnie popierać bądź zwalczać, gdybym zechciał.
A mimo wszystko, jak czytam powyższe, to w głowie słyszę refren piosenki Vaya Con Dios:
We’re heading for a fall…
No to ci powiem w tajemnicy ze nie jestes ani oświecony ani tolerancyjny, tylko tak sobie mowisz zeby sie lepiej czuc i od dresów odróżniac.
:)
skoro już wytknąłem w jedną stronę, to teraz wytknę w drugą:
oryginał:
>>When talking to children, *consider using* “parents”, “carers” or “guardians” rather than “mother” or “father”>*powinno się zastąpić* na przykład “opiekunami”, “strażnikami” lub ***w ostateczności*** “rodzicami”.
[zjadło się, wklejam jeszcze raz]
skoro już wytknąłem w jedną stronę, to teraz wytknę w drugą:
oryginał:
When talking to children, *consider using* “parents”, “carers” or “guardians” rather than “mother” or “father”
Rzepa (a raczej pan Zychowicz Piotr):
*powinno się zastąpić* na przykład “opiekunami”, “strażnikami” lub ***w ostateczności*** “rodzicami”.
jak dla mnie – różnica między “rozważyć użycie” a “powinno się zastąpić” jest ewidentna, i podobnie jak wzięte z sufitu “w ostateczności” świadczy jawnie o złej wierze autora polskiego artykułu. możnaby tak dalej wyszukiwać.
Takie “drobnostki” jak przetłumaczenie “guardian” jako “strażnik” (komuś pomyliło się z “guard”? czy aby przypadkiem?) chyba pozostawię bez komentarza, bo niepotrzebny – kto będzie chciał, sam zajrzy do słownika i porówna.
Prawda, że w tłumaczeniu Rzepy widać wyraźnie złą wolę. Ba, sama konstrukcja tej krótkiej informacji to dobieranie fragmentów pod gotową tezę – tu nie ma się co sprzeczać.
Nie wątpię w sens broszury. To dobra inicjatywa.
Przeczytałem raz jeszcze. Ustępuję pola – kolega bart ma rację.
Do Uenifeua – tego typu inicjatywy, choć może i słuszne, przy sprzeciwie 90% społeczności, kultur i religii świata są po prostu kolejnym kroczkiem do nowego konfliktu światowego. Wydaje mi się, że ludzkość en masse nie dorosła do tego, by takie rzeczy łykać bez zmrużenia oka. Nie dorosła również do wielu innych rzeczy, ale o tej akurat tu mowa… Mam wrażenie, czytając newsy ze świata, że wzbiera jakieś napięcie, na wielu płaszczyznach – Wschód/Zachód, islam/reszta świata, Chiny/reszta świata, Iran/Izrael, liberalizm/konserwatyzm, a jedną z iskierek na styku tych płaszczyzn są pomysły takie, jak chociażby powyższy. I obawiam się, że tym razem jeszcze ten pomysł do końca nie przejdzie. Wiem, że to brzmi dramatycznie, ale po prostu sytuacja nas przerasta, mówiąc krótko. Od jakichś 100 lat. Krzywa postępu pnie się w górę w postępie geometrycznym, a rozwój mentalny niestety pozostaje liniowy…
Solitaire, dziękuję i podziwiam.
Aha. Czyli wszystko w porządku, zupełnie nic się stało, jest klawo jak cholera, sumienie czyste, a to całe zamieszanie to tylko nędzne spiski homofobów…
Ale ja myślę, że wystarczy trochę pomyśleć, jak to wszystko będzie wyglądać w praktyce. Nie w pięknej teorii, bo teorie są zawsze piękne, ale do czasu.
Nie kochani. Jeśli słowa “mama” czy “tata” stają się niebezpieczne, po prostu przestanie się ich publicznie używać. I bynajmniej nie z szacunku do jakichś mniejszości, ale ze strachu. Lecz poprawność polityczna nie ma takiej siły, by zabraniała ludziom myśleć i mieć swoje własne zdanie, obojętnie jak ono się innym nie podoba.
Reno: Nie kochani. Jeśli słowa “mama” czy “tata” stają się niebezpieczne, po prostu przestanie się ich publicznie używać.
Niebezpieczne?
Chodzi chyba o to, żeby nie zmuszać ludzi do określania się w miejscach publicznych w sposób, który im nie odpowiada. Ja wiem, że to boli, bo sami określamy się często przez utrwalone formy i role społeczne, ale rzeczywistości nie przeskoczysz. Choćbyś obsesyjnie próbował dojść, kto w związku gejów jest “mamą”, mamy tam nie znajdziesz.
A swoją drogą – słowa “mama” i “tata” stać się mogą niebezpieczne w zupełenie innym kontekście – gdy z prześmiewczą pogardą mówimy o “dwóch tatusiach”.
Jedno pytanie. W jaki sposób doszedłeś do tego że Rzeczpospolita przedrukowała informacje z portali do których linki dałeś?
Ponieważ 1. “Rzepa” nie powołuje się na żadną agencję, 2. wieść gruchnęła ok. 18-19 lutego i wszystkie portale, jakie znalazłem, powołują się na lifesite.net. Dopuszczam również możliwość, że Piotr Zychowicz dowiedział się bezpośrednio od Lynette Burrows…
Jak można rozmawiac z kimś kto uzywa nowomowy i nazywa coś “Rodziną” homoseksualną ? To jest kompletny absurd.
Mnie tak ostatnio zastanawia jedna rzecz, a ten wpis powyższy to dobry pretekst, żeby się podzielić tymi przemyśleniami.
Co tak naprawdę przeciwnicy gejów chcieliby z nimi zrobić?
Że geje są i będą, co do tego wszyscy się zgadzają. Pierdolenie o “propagowaniu homoseksualizmu” odstawiamy na bok, bo na takie bzdury szkoda klawiatury. Ale co z tymi, którzy się bez propagandy załapali na gejostwo? Co z nimi?
Zamieść pod dywan? Wywieźć gdzieś daleko? Pobić? Uwięzić? Leczyć elektrowstrząsami?
Tego jakoś nie sposób się dowiedzieć od Wierzejskich i Giertychów. Można usłyszeć co najwyżej “Precz ze zboczeńcami!”. No dobrze, ale dokąd? Tam gdzie zwykle, na Madagaskar?
plumek, to nie rozmawiaj. Uciekaj do swojego zdrowego moralnie kręgu. Już, sio.
EO, oczywiście jest “chrześcijańskie” wyjście: otóż homoseksualistów można z homoseksualizmu wyleczyć. Specjalne sesje terapeutyczne, modlitwa. Ostatnio Ted Haggard (ten pastor od gejowskiego kochanka i amfy) przeszedł taką sesję i już nie jest gejem. Jon Stewart w “The Daily Show” bardzo ładnie wytłumaczył, jak takie terapie wyglądają: “Pamiętacie, jak tata przyłapał was na paleniu i zmusił do wypalenia całego kartonu?”…
Nie pierdol bart, leczyć cyz nie leczyć, ale trzeba mieć zdrowo nasrane pod czachą aby mówić że dwóch gejów może stworzyć rodzine, małzenstwa moga adoptować dzieci bo związek kobiety i męzczyzny jest w stanie stworzyć rodzine a dwóch facetów nie, i wbij sobie to do czachy że to jest wynik rozdzielnopłciowiości a nie tego kto jak kogo dyma, tyle że ty wolisz uzywać nowomowy i tworzyć jakies terminy jak homo-związek.
Mozesz gadać co chcesz ale naginać słowa to możesz na jakimś zjescie miłośników kału na naplecie, rodzicami może być tylko kobieta i facet.
Trzeba być nieźle powalonym by wszystko sprowadzać tylko do seksu i na tym tworzyć podziały społeczne.
Przekierowałbym cię, plumku, do stron mówiących o rozwoju dzieci wychowywanych w rodzinach homoseksualnych, do badań nad ich świadomością płciową, ale po co? Ty już przeciesz wszystko wiesz, nie?
Nie chcę ci jakoś rozwalać poczucia własnej godności, ale pamiętaj: to, że lubisz dziewczyny, nie czyni z ciebie gościa.
Co mnie obchodza jakieś badania jak ty bzdury piszesz, nie ma czegoś takiego jak “rodzina” homoseksualna bo nie ma czegoś takiego jak rodzina heteroseksualna ale ty już wszystko wiesz nie ?
Co mnie obchodzi że dwóch facetów potrafi wychowac dziecko, trzech tez potrafi, ale to wciąz nie jest rodzina. Samotny facet zyjacy z psem tez potrafi wychować dziecko.
Bardziej by mnie jednak intersowało kto i na czyje zlecenie wykonuje te badania.
Sataniści-kanibale na zlecenie żydowskich pedałów. Cześć.
No i tyle z twego lewactwa. Zegnam.
“When talking to children, *consider using* “parents”, “carers” or “guardians” rather than “mother” or “father”
jak dla mnie – różnica między “rozważyć użycie” a “powinno się zastąpić” jest ewidentna, i podobnie jak wzięte z sufitu “w ostateczności” świadczy jawnie o złej wierze autora polskiego artykułu.
Takie “drobnostki” jak przetłumaczenie “guardian” jako “strażnik” (komuś pomyliło się z “guard”? czy aby przypadkiem?) chyba pozostawię bez komentarza, bo niepotrzebny – kto będzie chciał, sam zajrzy do słownika i porówna.”
Ja tez radze zajrzeć do słownika, ale nie kieszonkowego i nie dwulingwistycznego, a monolingwistycznego. Można się dowiedzieć zupełnie zdumiewających rzeczy jak na przykład tej, że czasownik “consider” użyty jako czasownik nie wymagający dopełnienia zawsze w polskim tłumaczeniu znaczy “brać pod uwagę, deliberować”. Natomiast, gdy występuje po nim dopełniacz, tak jak w wyżej wymienionym przypadku, to może znaczyć “bear in mind” czyli “zawsze pamiętać o czymś”. A użyte w zdaniu, “consider using something RATHER THAN” oznacza zalecenie użycia tego “something” aniżeli tego co po “rather than”.
Co do słowa “guardian” to również odnosi się do strażnika.
polecam korepetycje z języka angielskiego
Poszedłem na korepetycje i pan mi powiedział, że “zawsze pamiętać o czymś” tłumaczy się na “always bear in mind”.
Ze wszystkich słowników, w których sprawdzałem, żaden nie określał “consider” jako nakazu czy zalecenia. Przychodzi mi do głowy kilka dużo bardziej nakazowych określeń, za pomocą których można by sformułować to zdanie.
Słowo “guardian” odnosi się do strażnika, ale znaczy również “opiekun np. osoby niepełnoletniej” i w tym kontekście akurat to tłumaczenie pasuje, prawda, psorze?
Nie wiem zresztą, po co strzępię język, bo jeśli kiedyś będę chciał stworzyć wzorzec Komentarza Odkręcającego Kota Ogonem, pozwolisz, że wykorzystam twoje powyższe wywody.
Ja na szczęście mam ten komfort, że z “niereformowalnymi” delikwentami dyskutować nie muszę.
Dla wszystkich znających język angielski polecam by wejść na: http://www.thesun.co.uk/article/0,,2-2007080145,00.html
i przeczytać artykuł oraz komentarze. Bartowi pozostanie jedynie teza o spisku radykalnej prawicy, bo posądzanie o nieznajomość języka angielskiego rodowitych Brytyjczyków już “raczej” (piszę “raczej”, bo wszystko w tak ciężkich przypadkach jaki spotkał Barta jest możliwe) nie wchodzi w grę.
Drogi młodzieńcze o dziwnym imieniu, ów tekst zaczyna się od słów “The NHS should ban staff” – i pomyślałbym, że może faktycznie myliłem się w ocenie. Ale klikłem se na główną stronę owego miarodajnego źródła i przeczytałem tam, że Naomi Campbell nie podoba się odblaskowa kamizelka, w której odbywa prace społeczne, a gwiazdę “Harry’ego Pottera” śledzi szalony fan. Proszę, podpowiedz mi, wschodząca gwiazdo lingwistyki, czy The Sun to bardziej Fakt czy SE? A potem oddal się stąd bardzo szybko, bo już mi się nie chce z tobą gadać.