Rzucam
No rzucam, rzucam. Moja córka kończy dziś dwa lata, to dobra okazja i nie zamierzam jej spieprzyć. Rzucam metodą “na harkor”. Na harkor rzuca się tak, że poprzedniego wieczora wypala się tyle, ile się da bez wyrzygania, a co zostanie w paczce, się niszczy. Następnego dnia rano się rzuca, bez żadnych plasterków, gum i innych wynalazków dla miękkich ciot.
Jest południe, dalej nie palę. A na mojej wewnętrznej, mentalnej twarzy gości uśmiech Sama Neilla z filmu “W paszczy szaleństwa”. I tak się też czuję.
Idę spalić jakąś wioskę.
Ja rzuciłem metodą chłodną i opanowaną. Po prostu któregoś dnia pojszłem po fajki, doszedłem do kiosku i powiedziałem sobie nagle “A nie, nie kupię”. Kupiłem sobie w nagrodę drożdżówkę i wróciłem do domu. To było dwa i pół roku temu, od tamtej pory wypaliłem tylko dwa cygara, ale cygarem się człowiek nie zaciąga, więc to zupełnie co innego.
Jak paliłeś, to ważyłeś 9 dych, byłeś przystojny, smukły i dziarski. A teraz patrzyłeś w lusterko? 115 jak nic, wyglądasz jakbys gębę do ula włożył i nie chce Ci się ruszać! :)))))
Dobra, żartowałem. Co nie zmienia faktu, że jak się rozstałem z Gośką to schudłem do 70 kilo. Ogólnie psychicznie było mi wtedy chujowo, ale za to fizycznie mniodzio. Nie to co teraz. 95 i rośnie…
No i tyle by było z Twojego rzucania…
Jak rzucasz to nie pij. Przy wódzie czy piwku zawsze zajarasz :P
To niezupełnie tak było. Ale nie będę zdradzał tajemnic alkowy.