Sok grejpfrutowy — WTF?!
Był sobie sok grejpfrutowy Hortex. Z czerwonych grejpfrutów. Pychota. Mieszałem to z wodą i wypijałem litrami. Pewnego dnia coś mi dziwnie smakował. Paczę normalnie, a tu opakowanie takie samo, tylko znikł napis “100%”. I teraz: syrop glukozowy, kwas ortofosforowy, wybielacz zębów.
Tak mną zatrzęsło, że napisałem maila do Horteksu, coś tam, że się będą w piekle smażyć. I przerzuciłem się na Tymbark z grejpfrutów zwykłych.
Pewnego dnia coś mi dziwnie zasmakował. Paczę, a tu nie ma napisu “100%”, tylko glukoza, fosforany, azbest itp. Już nie pisałem maila, bo poczułem się osaczony i zrozumiałem, że to nie nieporozumienie marketingowe, tylko oni wszyscy są przeciwko mnie.
Przerzuciłem się na Fortunę, której sok z grejpfrutów ma co prawda podejrzany szarawy kolor, ale jest — z tego co się orientuję — ostatnim stuprocentowym sokiem grejpfrutowym na rynku. Przywozi mi go miły pan z Kleklerka, który jednakowoż w każdej partii podrzuca mi co najmniej jeden nektar grejpfrutowy Fortuny, zawierający cukier, cyjanowodór i błoto. Trochę jakby mi dawali znać: “Nie zapomnieliśmy o tobie i pewnego dnia po ciebie przyjdziemy. I będziesz pił, co ci każemy”.