Home > Personalo > Dlaczego Usenet jest kompletnie nieprzydatny

Dlaczego Usenet jest kompletnie nieprzydatny

April 18th, 2006 Leave a comment Go to comments

Witam w drugim odcinku wyznań ex-gnoma. Dziś o nieprzydatności Usenetu. Wkrótce zwieńczenie wielkiej trylogii, czyli “Dlaczego Usenet może być niebezpieczny dla zdrowia”.

Usenet jest kompletnie nieprzydatny, gdyż — oprócz ciężkiego zarobaczenia gnomami — cierpi na chorobę braku autorytetów.

Co jakiś czas na danej grupie pojawia się ktoś posiadający ogromną wiedzę lub znaczący coś, rozpoznawalny w świecie poza-usenetowym. Jego przyjęcie przez gnomów zależy od sposobu, w jaki ich początkowo potraktuje. Jeśli nie skorzysta ze swej potęgi i nie zmiecie przeciwników z wirtualnego ringu, za to będzie ich traktował z szacunkiem i bez widocznej nutki pogardy, gnomy nadadzą mu status Zeusa Gnomowładnego i będą go chroniły przed atakami ze strony zwykłych użytkowników. Jeśli wytknie im ich faktyczne dyletanctwo, będzie tak długo glanowany, aż z pokorą opuści grupę. Skojarzenia ze stadem zwierząt są jak najbardziej prawidłowe.

Autorytet zazwyczaj ma dwie drogi do wyboru. Albo z godnością przyjmie insygnia od gnomów, zasiądzie na ich tronie i zacznie powoli się zgnamiać, albo po jakimś czasie, znudzony bataliami o delimitery i poszanowanie dla Corela, opuści zacne grono.

Autorytety, które zostają, bardzo często przechodzą proces przeobrażenia w gnoma. Zależność jest prosta — im bardziej dany autorytet jest pompowany, tym większa szansa, że szybko się zgnomi. Jeśli np. na grupie pojawia się dystrybutor sprzętu szastający zniżkami dla grupowiczów, szybko zostaje autorytetem (no bo z branży to chłopak) i nikomu nie przeszkadza, że to czystej wody gnom, którego wąską dziedziną specjalizacji — oprócz obrony dobrego imienia swoich produktów — jest walka z socjalizacją, homoseksualizacją i ateizacją, czyli najpoważniejszymi chorobami toczącymi współczesną cywilizację, oczywiście.

Wyobraźmy sobie zatem — w świetle tego, co w tych dwóch tekstach zawarłem — sytuację, w której ZU (zwykły użytkownik) zadaje niewinne pytanie merytoryczne. Niech będzie to następujący zmyślony post na pl.comp.dtp: “Poradźcie, drodzy koledzy. Dostałem 100-stronicowy katalog złożony w Corelu. Jak można to było złożyć w Corelu?! Jak to w miarę automatycznie przełożyć do czegoś normalnego? To nara“. Odpowiedzi będzie 250 — w dziesięciu autorzy poinformują ZU, że został splonkowany (co nie przeszkodzi im później odpowiadać w nieprzyjemnym tonie na jego następne posty); w czterdziestu postach odezwą się panowie Stasiowie z Zakroczymia, którzy na Corelu tłuką nieco poniżej średniej krajowej i którzy Corela będą bronić jak PiS niepodległości. Osiem postów przypomni autorowi, że ma za długą sygnaturkę, sześć — że nie mówi się “nara”. 182 posty zajmie dyskusja na temat wyższości pecetów nad makami, która wypączkuje z postu jednego z plonkujących; cztery posty będą zawierać pseudomerytoryczne wypowiedzi ludzi, którym wydaje się, że znają odpowiedź na pytanie. Zaś fachowego i rzeczowego postu rozwiązującego problem nie będzie ani jednego, bo ludzie, którzy mogliby go napisać, nie mają czasu na przedzieranie się przez kilkaset listów z bełkotem.

I tu zahaczam o inny powód nieprzydatności Usenetu — zasiedlają go ludzie, którzy mają za dużo czasu. Wiadomo, że do kompetencji i wiedzy dochodzi się ciężką pracą, ciężka praca zajmuje dużo czasu, a co za tym idzie… Owszem, z tego ciągu logicznego wynika, że w Usenecie rządzą bezrobotne tępaki.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jak to się rozniesie, to będę spalony na moich ulubionych grupach. Jejku jej. Wiem też, że gdybym miał jaja i poważne podejście do tematu, wysłałbym taki post na pl.comp.dtp i skrupulatnie policzył odpowiedzi…

No dobrze, a więc mamy do czynienia ze światem, w którym albo autorytetów nie ma, albo udzielają się z rzadka i w wybranych dyskusjach, albo niepodobna odróżnić ich od gnomów. Jako źródła fachowej informacji pozostają jeszcze gnomy, niestety ich kompetencje są — przynajmniej w Usenecie — trudne bądź niemożliwe do zweryfikowania, zwłaszcza że Usenet jest światem awatarowsko-kumpelskim (więcej o awatarach i kumplach w trzeciej części sagi). Wartość logiczną zdań “Nie obrażaj Dyzia, bo Dyzio to najlepszy gitarzysta w Polsce” albo “Nie mam powodu, by wątpić w kompetencje Stasia, bo Stasio składał książki, kiedy ty jeszcze srałeś pod siebie” można zweryfikować wyłącznie w realu. Często okazuje się wtedy, że Dyzio faktycznie techniką dorównuje Petrucciemu, ale w jego grze słychać dojrzałość emocjonalną dwunastolatka, zaś Stasio od dwudziestu lat składa książki trzynastopunktowym Times New Roman.

Podstawowym powodem nieprzydatności Usenetu (a jednocześnie bazą teorii gnomów z części pierwszej i przyczyną niebezpieczeństw z części trzeciej, swoistą klamrą spinającą moją wielką trylogię) jest fakt, że tematyka grup dyskusyjnych jest tylko pretekstem do tworzenia społeczności gnomów. Gnomy, osoby w realu zazwyczaj wyalienowane, szukają w cyberprzestrzeni miejsca, w którym mogłyby stworzyć swoje plemię, swoją grupę wsparcia, w której byliby szanowani i zajmowali godną pozycję. Do tego służą im grupy dyskusyjne. Skądinąd w wielu przypadkach stopień aktywności gnoma na grupie jest wprost proporcjonalny do stopnia jego nieprzystosowania w świecie rzeczywistym. I nie mówię tu o atrakcyjnym nieprzystosowaniu objawiającym się bojówkami, spożywaniem maruhainy i kolczykami w wardze, lecz o jego przeciwieństwie zwanym “Gosia nie chce ze mną tańczyć na zabawie”.

Już niebawem część trzecia: Dlaczego Usenet może być szkodliwy dla zdrowia. Będzie się działo.

Tags:
  1. EO
    April 18th, 2006 at 16:18 | #1

    To pytanie nurtowało mnie już od pierwszej części sagi:

    Ten cały Corel to rzeczywiście takie gówno?

  2. bart
    April 18th, 2006 at 22:01 | #2

    Straszne.

  3. yony
    April 25th, 2006 at 11:25 | #3

    Odwieczna walka corelowcy vs adobe’owcy. Potem dostaję znaczek w krzywych obrobiony w ilustratorze przez takiego B@rta od zdjęć i zamiast robić gówniany szyldzik 45 minut, dłubię przy samym znaczku 4 godziny, żeby wyglądał i dał się wyciąć. W corelu oczywiście :)

  4. michal
    April 25th, 2006 at 23:36 | #4

    Nieźle się to czyta! Dawaj dalej :)

    P.S. Podoba mi się termin “gnom”. Seryjnie.

  5. May 8th, 2006 at 17:42 | #5

    Wydaje mi się że przyczyn zjawiska gnomizacji w usenecie należy szukać w kiepskiej kondycji człowieka współczesnego w ogóle — czyli szerzej. Oczywiście nie chcę obrażać gnomów, zjawisko to od wewnątrz jest mi też dobrze znane, więc kończąc ten wstęp — biję się w piersi i posypuję głowę popiołem.
    Dziś świat opiera się na specjalizacji. Ludzie zazdrośnie się okopują gdy coś osiągną w jakiejś dziedzinie. Niechętnie dzielą się wiedzą, przepisem na swój sukces. Pilnie strzeże się dzisiaj tajemnic zawodowych.
    No cóż, należę do tych co nie przebrnęli przez zasieki konfiguracyjne Outlooka, mimo to chciałbym rozwinąć dwa interesujące mnie tematy zawarte w pasjonującym i wnikliwym tekście Barta. Kwestię autorytetów i jakości dzisiejszej komunikacji.
    W młodości stać nas na idoli, dziwne że nie rozwijamy tego w wieku dojrzałym. Dlaczego? Przecież jest masa potencjalnych idoli, autorytetów — dostępnych dla dorosłego. Pisarze, kompozytorzy, naukowcy, tyle że kluczem do nich jest słowo pisane a nie telewizja. Dlaczego tak brzydzimy się autorytetami? Bo szukamy ich w telewizorze. Czytałem ostatnio kilka wywiadów z naszymi młodymi pisarzami, tak zwanymi następcami Masłowskiej. Oprócz zapewnień że inspiracji szukają w grach komputerowych i codzienności — nie mówili nic o swoich idolach. Popularny jest teraz osąd że prawdziwy artysta czerpie z siebie, że co najwyżej inspiruje go otoczenie. Skąd ta bzdura?
    Tyle o autorytetach, a teraz o komunikacji. Jej sposobów jest teraz tak wiele że dochodzi do komunikacyjnej schizofrenii. Jeden lubi dzwonić, inny mailuje, jeszcze inny tylko siedzi na czacie. Niektóre środki komunikacji uważamy za mniej, inne za bardziej intymne. Znam przypadki gdy ludzie gniewają się na siebie w warstwie mailowej, a kontaktują telefonicznie. Kuriozum: kolega poderwał mężatkę i gdy się mąż o tym dowiedział — zaczął mu grozić… drogą mailową. Znak czasu kochani!
    Wielkie dzięki za wspaniały tekst o Usenetowych Gnomach!!! *-.DARTHH.-*

  6. September 6th, 2006 at 13:38 | #6

    “…którzy mają za dużo czasu. Wiadomo, że do kompetencji i wiedzy dochodzi się ciężką pracą, ciężka praca zajmuje dużo czasu…”

    nie, nie, nie. jak ktoś nie ma czasu na nic oprócz pracy to znaczy że praca jest ponad jego wiedzę/kompetencję i nie warto go słuchać.
    a z tych co mają dużo czasu trzeba odsiać tych co nikt nie chce zatrudnić od tych co są fachowcami i ni zarabiają się na śmierć.

  7. Invivo
    January 2nd, 2007 at 13:49 | #7

    “Kuriozum: kolega poderwał mężatkę i gdy się mąż o tym dowiedział — zaczął mu grozić… drogą mailową. Znak czasu kochani!” do mnie np dzwonił, ale nie odebrałem, bo zastrzeżonych nie odbieram :)

    Pełno gnomów jest na gitara.pl, tak przy okazji, ale Ty Bart chyba tam nie jesteś gnomem, za to Yony… ;)

  1. No trackbacks yet.

Optionally add an image (JPEG only)