Trolle i gnomy
Za górami, za lasami, jest sobie kraina zwana przez miejscowych Usenetem, a przez podróżników Grupami Dyskusyjnymi. Dostępu do niej bronią kręte i niebezpieczne moczary ustawień kont Outlooka i tylko największym śmiałkom udawało się przez nie przedrzeć. Jednym z tych śmiałków byłem ja.
Bywałem w owej krainie często i udzielałem się aktywnie w jej społeczności. Aż w pewnym momencie zauważyłem, że klimat wpływa niekorzystnie na mój wygląd. Zacząłem przypominać gnoma…
Żeby zrozumieć, na czym polega przemiana w gnoma, trzeba najpierw wyjaśnić, czym jest gnom. A tego nie wie nikt oprócz mnie, bo to ja ten termin wymyśliłem. Ha.
Otóż gnom to taki troll, ale trochę inny. Gnom to stały bywalec grupy, który siedzi tam od przedwojny i którego nikt nie nazwie trollem, wręcz przeciwnie — gnom zazwyczaj zasiada w panteonie bogów danej grupy dyskusyjnej. Nie ze względu na swoją wiedzę, ale ze względu na staż.
Oprócz stażu, gnom różni się od trolla specjalizacją w (zazwyczaj wąskiej) dziedzinie zgodnej z tematyką grupy. Przykładowo Cozy z pl.rec.muzyka.rock jest świetnie otrzaskany w rocku lat 60. i 70., a Robin z pl.comp.dtp pisze znakomite skrypty ułatwiające pracę w jednym z programów do składu.
Gdyby gnom zabierał głos tylko w dyskusjach, do których może wnieść zawartość merytoryczną, świat byłby piękny. Niestety, w takim świecie krowy byłyby idealnie kuliste. Gnom zabiera głos w każdym wątku, niezależnie od tego, czy ma coś sensownego do powiedzenia, czy nie. Robi to, bo ma potrzebę nieustającego obsikiwania swojego terytorium. Robi to, bo to jego grupa i jego kumple. Zazwyczaj lista gnomów jest publikowana co miesiąc w statystykach grupy — to ci, którzy najczęściej zabierali głos. Można to przyjąć jako zasadę, z nielicznymi wyjątkami.
Gnomy wspólnymi siłami tworzą kodeks przyjętych zachowań na grupie, który — obok netykiety — jest ich głównym orężem w walce ze zwykłymi użytkownikami (przez zwykłego użytkownika rozumiem tu przypadkowego gościa, który chce się czegoś dowiedzieć lub zasięgnąć porady). Choćbyś miał stuprocentową rację w ognistej dyskusji, jeśli tylko złamiesz zasady netykiety lub poruszysz temat tabu, odpowiedź na twoje merytoryczne zarzuty przybierze postać wariacji zdania “Popraw sobie delimiter”.
Tematy tabu to zbiór potencjalnych zalążków długotrwałych flamewarów i gnomy w teorii dobrze robią, że tępią ich poruszanie. Sęk w tym, że to gnomy owe wojny napędzają. A napędzają dlatego, że coś, co dla nich jest dogmatem (wzmacniacz lampowy jest lepszy od cyfrowego preampa, Corel nie jest gorszy od innych programów, rock’n’roll nie kłóci się z katolicyzmem, pecety są lepsze niż maki, Pink Floyd wiecznie żywi, a rock progresywny nie ssie), w prawdziwym świecie zostałoby natychmiast wyśmiane, zadeptane i przysypane ziemią. Jedyne miejsce, gdzie taka idea ma prawo bytu, to usenetowa grupa dyskusyjna — nic więc dziwnego, że gnomy tak wytrwale owo terytorium obsikują i zawłaszczają.
Istnienie gnomów powoduje, że dyskusje na poszczególnych grupach stają się przewidywalne jak brazylijski serial i zaczynają przypominać walki mocno ograniczonych mentalnie botów lub sztucznych inteligencji. Wiadomo, że śladowa nawet krytyka chrześcijaństwa wygłoszona na pl.rec.muzyka.gitara wywoła z nory gnoma o imieniu Przemko. Na tej samej grupie nie mówi się źle o bogach gitary, choć na sto płyt przez nich nagranych tylko jedna nie wzbudza chęci natychmiastowego wywalenia nośnika za okno i przykrycia go warstwą wymiotów. Wiadomo, że na pl.comp.dtp złe słowo o Corelu spowoduje lawinę postów panów Stasiów, którzy z wizytówek i ulotek w owym Corelu trzaskanych utrzymują liczne potomstwo. W powodzi tego bełkotu niedorobionych specjalistów rzeczowe dyskusje i problemy po prostu muszą się utopić.
W następnym odcinku twórcze rozwinięcie obecnego: “Dlaczego Usenet jest kompletnie nieprzydatny, za to może być szkodliwy dla zdrowia”
Dobre. Mocne, ale dobre. Ostatnio przyjrzałem się sobie, swojej usenetowej aktywności, i pomyślałem “Ja jebię, jestem trollem”. Gnomem się nie nazwałem, bo nie znałem tego określenia, ale teraz mogę śmiało powiedzieć: tak, byłem usenetowym gnomem.
Dlatego też, niczym alkoholik wylewający do kibla ostatnią flaszkę, kiedy wszystkie nocne w okolicy są już zamknięte (nie wiem, czy to możliwe, ale jako porównanie jest OK) skasowałem subskrybcję wszystkich czytywanych grup usenetowych i w ogóle konto usenetowe w Thunderbirdzie.
A zyskany w ten sposób czas, sumujący się pewnie na kilka godzin dziennie, poświęcam na rzeczy o wiele pożyteczniejsze. Na przykład granie w sapera, pasjansa i free-cella, koniecznie wszystkie trzy po kolei.
Ale z ciebie raptus. To dopiero pierwsza część. Może w trzeciej się okaże, że wszystko cacy.
po prostu starzejemy się panowie, kiedyś czytałem na bierząco połowę hierarchi pl. a teraz raptem 3-4 grupy na wyrywki. oczywiście polski usenet się trochę rozrósł ale z drugiej strony to zarówno argumenty jak i uczestników wszystkich ważniejszych flamów znamy na pamięć — więc po co po raz kolejny to czytać. kiedyś jeszcze traktowałem usenet jak źródło wiedzy, ale teraz albo “już wszystko wiem” albo gógiel wie.
Gdzie odcinek Dlaczego Usenet jest kompletnie nieprzydatny, za to może być szkodliwy dla zdrowia jest?
Proszszsz…
http://blogdebart.hell.pl/2006/06/07/dlaczego-usenet-moze-byc-szkodliwy-dla-zdrowia/