Chemtrails: śmierć spadająca z niebios
Jakiś czas temu obiecałem wam notkę o morgellonach, czyli sztucznych włóknach tworzących się ludziom pod skórą. Te obce ciała miały formować się w efekcie spożywania żywności modyfikowanej genetycznie. Chorym na morgellony zazwyczaj polepsza się po kuracji lekami antypsychotycznymi podawanymi w wypadku halucynozy pasożytniczej — nazwa dokładnie oddaje istotę schorzenia. Część pacjentów odmawia kuracji, twierdząc, że taka diagnoza uwłacza ich godności. I tu w zasadzie mógłbym zakończyć wpis o morgellonach, bo temat okazał się wybitnie nierozwojowy, a amerykańskie rządowe Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom wciąż bada to schorzenie — może się więc okazać, że faktycznie coś jest na rzeczy.
Podczas researchu morgellonów trafiłem jednak na fascynujący trop. Okazuje się, że zakażenie toksycznymi genami zawartymi w GMO to tylko jedna z hipotez tłumaczących powstawanie morgellonów. Według innej, morgellony to nanotechnologiczne, zdalnie zasilane i sterowane roboty, które dostają się do organizmu z chemtrailsów. Nie, serio. Nie żartuję. O, proszę.
Chemtrailsy, nazywane też smugami chemicznymi, to przyczynek do mojej prywatnej teorii, że najlepiej rozchodzi się wiedza o spiskach, których działanie można zaobserwować z własnego ganku. Większość z nas ogląda chemtrailsy każdego pogodnego dnia: to smugi kondensacyjne pozostawiane przez samoloty. „Zwykłe” smugi (ang. contrails) tworzą się w wyniku powstawania kryształków lodu wokół drobinek spalin. Dzieje się to na wysokości kilku do kilkunastu kilometrów, w konkretnych warunkach pogodowych. Chemtrailsy zaś udają tylko smugi kondensacyjne, a naprawdę są koktajlem groźnych chemikaliów, którym Rząd Światowy polewa ludzkość. Po co polewa i czy aby na pewno polewa?
Krótka dygresja: imponuje mi szacunek, jakim darzą się wzajemnie spiskoteoretycy różnych wyznań. Jeden wierzy, że Kennedy’ego zamordowała żydowska mafia, drugi obstawia kosmitów, ale zazwyczaj trzymają ze sobą sztamę. Łączy ich walka o Prawdę przeciwko wspólnemu Przeciwnikowi, który tę Prawdę Ukrywa — i nic to, że ich Prawdy wzajemnie się wykluczają! Z jednej strony może to być syndrom polskiej opozycji solidarnościowej, która jednoczyła najróżniejsze nurty polityczne w walce z komuną, przy cichym założeniu, że kiedy komuna padnie, to wtedy sobie pogadamy o całej reszcie. Istnieje też ewentualność, że w przypadku spiskoteoretyków zawsze da się znaleźć wspólną płaszczyznę (w naszym przykładzie o JFK będzie to pozaziemskie pochodzenie Jewriejskiego Plemienia). Zresztą zapewne w wyniku niepotrzebnego dopatrywania się wspólnego mianownika David Icke bywa oskarżany o antysemityzm — jego przeciwnicy twierdzą, że kiedy mówi „jaszczury”, myśli „Żydzi”.
Jakie są więc Prawdy tropicieli chemtrailsów? Hipoteza najbardziej mainstreamowa: chemtrailsy służą do kontroli klimatu. Jedni twierdzą, że zawarty w nich tlenek glinu odbija promieniowanie słoneczne, ochładzając Ziemię. Inni dodają, że oprócz tlenku glinu w smugach znajdują się również sole baru, służące programowi HAARP do wywoływania trzęsień ziemi i aktywizacji wulkanów. Co ciekawe, hipoteza klimatyczna zawiera ziarenko prawdy: cirrusy tworzące się czasem od smug kondensacyjnych mają pewien wpływ na klimat Ziemi. Kiedy po atakach 11 września w USA na trzy dni wstrzymano ruch lotniczy, meteorolodzy zaobserwowali gwałtowny wzrost dobowej różnicy temperatur.
Inne, weselsze hipotezy zakładają, że aluminium i bar opadają na ziemię, dostają się do organizmów ludzkich i służą za anteny do kontroli myśli, ewentualnie do wzmacniania szkodliwego działania niskich częstotliwości, którymi bogobojnych Amerykanów atakuje ich własna armia. Hipoteza o opryskiwaniu obywateli szczepionkami została obalona ze względu na fakt, że po przelocie samolotów ludzie zazwyczaj czują się gorzej — a więc szczepienia odpadają, po nich się polepsza. Osoby, które na tyłach znaków drogowych dostrzegają zakodowane instrukcje dla wojsk okupacyjnych ONZ, faworyzują tezę o kontroli populacji: chemtrailsy trują nieprawomyślnych obywateli, fundując im lekką grypkę, bóle brzucha, głowy i stawów, podskakujące powieki, problemy z oddychaniem i ogólne rozbicie. Lista symptomów wydaje się znajoma? Bingo! To te same objawy, z którymi świetnie radzi sobie większość specyfików i procedur medycyny alternatywnej! Za wyjątkiem tików powiek. Nikt nie radzi sobie z tikami powiek.
Przy pisaniu takich tekstów najfajniejszy jest research. Oto ukochany przeze mnie polski akcent, czyli przełożenie globalnego spisku na przaśną rzeczywistość południowej Polski. Komentator artykułu poświęconego chemtrailsom w witrynie „Otwórz oczy” sugeruje, że górnośląscy farmaceuci też są w zmowie:
Obserwujemy to zjawisko od paru miesięcy w Polsce, Jastrzębie Zdrój. Rekord 5 szt. chemtriali, rano cieniutkie smugi, po południu prawie się łączyły. Zjawisko tzw. ciągłej grypki, krząkanie i uczucie że coś mamy w gardle. Zgadzam się z tematem w 100%, to nie jest teoria, to jest fakt. Poza tym na innej stronie ktoś podał że to jest mycie samolotów. Torpeduje to stwierdzenie prostym wyjaśnieniem, niebo to nie airmyjnia. Rozumien jeden, dwa, trzy samoloty, ale żeby myć nad miastem ? ze 20 samolotów ? Bzdura, a dziwnie po chemtrialach robią się kolejki w aptekach ? Biznes całą gębą…
Oto link do tekstu z 2000 r., którego autorowi wydaje się, że Związek Radziecki wciąż istnieje. Możecie powiedzieć, że się czepiam — odpowiem, że to niby drobiazg, ale świetnie ilustrujący pogardę dla rzeczywistości. Link do pierwotnej lokalizacji tekstu prowadzi do strony Surfing The Apocalypse — zajrzałem tam na chwilę i przyciągnęła mnie hipnotyczna reklama z dziwacznym tekstem i jeszcze dziwniejszą oprawą graficzną. Zaprowadziła mnie do strony eFoodsDirect sprzedającej liofilizowaną i puszkowaną żywność dla świadomych obywateli pragnących uniezależnić się od rządowych dostaw jedzenia (lub dysponujących ograniczoną przestrzenią magazynową w swoim schronie przeciwatomowym). Bestsellery to Freedom Unit i Liberty Unit — zestawy rocznego wyżywienia dla jednego dorosłego z dołączoną książką kucharską.
Dokumentacja zdjęciowa teorii chemtrailsów dzieli się na dwie nierówne kupki. Większy stosik to zdjęcia samych smug, zazwyczaj wykonywane przez tropiciela w jego miejscu zamieszkania. Mniejsza kupka to fotografie narzędzi zbrodni: dziwnych fragmentów kadłuba, dysz, a nawet wnętrz samolotów, z beczkami wypełnionymi tajemniczą substancją.
I tu czas wspomnieć o Contrail Science.
Chemtrails to bardzo popularna teoria spiskowa (to przez widzialność z ganku, mówię wam). Tak popularna, że dorobiła się specjalnej strony poświęconej obalaniu „faktów o chemtrailsach”. Jej autor, kryjący się pod nickiem Uncinus, odnalazł wyjaśnienie zagadki beczek (oraz oryginalne zdjęcie w serwisie airliners.net). Okazuje się, że fotografia pokazuje wnętrze Boeinga służącego m.in. do testów gwałtownych zmian obciążenia pokładu — stąd beczki, będące częścią hydraulicznego układu symulującego takie zmiany. Wersja zdjęcia krążaca po stronach i forach wyznawców teorii chemtrailsów została nieco zmodyfikowana: ktoś dodał w Photoshopie napisy „Sprayer 05” i „Hazmat [hazardous material] Inside”. Świadczy to, że ledwie krok dzieli głupotę od oszustwa.
Dzięki Contral Science dowiedziałem się też, że Poszukiwacze Prawdy biorą za rozpylacze chemtrailsów następujące akcesoria: naukowe przyrządy do pobierania próbek powietrza, do badań nad oblodzeniem kadłubów samolotów, otwory do awaryjnego zrzutu paliwa, umocowania anten ciągniętych za samolotem, generatory dymu (do badania wirów wytwarzanych przez kadłub), urządzenia do zasiewania chmur i tankowania w powietrzu. Za chemtrailsy brano zaś wodę zrzucaną przez samoloty do gaszenia pożarów czy odrzut z rakiet do wspomagania startu. Polecam samodzielną lekturę Contral Science — to kopalnia wiedzy o mitach związanych ze smugami kondensacyjnymi, a jej Szacowny Gospodarz z rozbrajającym i budzącym podziw spokojem odpiera ataki szaleńców w komentarzach.
Birger:
Uncinusie, wyjaśnij mi proszę, w którym roku odkryto utrzymujące się długo smugi? I dlaczego słyszę dźwięki o wysokiej częstotliwości, kiedy widzę chemosamolot albo zorzę polarną??Uncinus:
Odkryto je w 1921 r. Zobacz: http://contrailscience.com/pre-wwii-contrails/Nie wiem, dlaczego słyszysz dźwięki.
Wpis zrobił się długi, wspomnę więc tylko, że wbrew pozorom nie jesteśmy bezbronni wobec zagrożenia. Najlepsza obrona to pozytywna energia orgonowa. Możemy otaczać się nią, kupując w sieci orgonity — piramidki z zatopionymi w żywicy wiórkami metalowymi. Estetów dbających o wystrój wnętrza domu pocieszam, że orgonity występują w wersjach ozdobnych. Osoby gotowe bezinteresownie pomagać sąsiadom powinny zainteresować się działem orgonowym do samodzielnego montażu. Takie działo rozgania chemtrailsy i chmury — może więc przydać się w kwestii zabezpieczenia pogody do grilla. David Icke ma taką armatę w ogródku!
Ech, a miało być o morgellonach…
P.S. Już po opublikowaniu tekstu przypomniało mi się, że miałem wspomnieć o polskiej Wikipedii, którą oprócz UPR-owców redagują również wyznawcy teorii spiskowych! Oto akapit z hasła o smugach kondensacyjnych:
Problem stwarza wytłumaczenie ciągłych, rozpraszających się smug pojawiających się za samolotem. Zjawisko nie występujące do lat 90-tych, zdaje się być ukrywane przed informacją publiczną. Niektóre teorie mówią o specjalnych dodatkach (tlenek glinu, bar), które mają poprawić jakość paliw, dzięki czemu loty będą bardziej ekonomiczne. Inna teoria mówi o tzw. chemtrails (smugach chemicznych), których zadaniem ma być kontrola populacji poprzez opady w postaci włókien wywołujące choroby podobne do grypy lub też globalna modyfikacja pogody (ochrona ziemi przed globalnym ociepleniem). Brak oficjalnych doniesień na ten temat.
Ukrywane przed informacją publiczną? WTF?
Zdjęcie smug: Roo Reynolds, CC.
babcia klozetowa z dworca Shinjuku :
Ale przecież to nie ja pisałem o “skłonności do prowadzenia wojen”. Ja przecież z tym poglądem starałem się polemizować.
Jeśli zaś chodzi o przyczyny różnic między cywilizacjami (w tym także – zróżnicowania/jednorodności kulturowej i “skłonności” do wojen/pokoju), to czytałem kiedyś księgę sugerującą, że pierwotnie/wyjściowo są one głównie natury (bio)geograficznej.
pozdrawiam
Slotna :
Czy czujesz się z tego powodu infantylna (jak gniewomiry i sKorwinsyny)?
Slotna :
No i jaka jest Twoja hipoteza?
Wywyższanie się lub tłumienie osobistych kompleksów błędem powiązania?
pozdrawiam
Quasi :
…napisał kręgowiec po indoeuropejsku.
@ bart:
:))))
bart :
Oj tam. Quasi jak zwykle ma rację, że jakaś zasada kulturowa jest arbitralna, ale też jak zwykle nie może się z tym pogodzić :) On the other hand, jego dyskutanci też się nie mogą z tym pogodzić, ale nie uważają zasady za arbitralną.
bart :
Quasi wyrażał dumę z bycia kręgowcem, czy Aryjskim Aryjczykiem?
czescjacek :
Fanboje Atari uważali swoją ataryjność za Obiektywną Prawidłowość Wszechświata, a fanbojów Commodore za pojebów. Fanboje Commodore uważali swoją commodorność za Obiektywną Prawidłowość Wszechświata, a fanbojów Atari za pojebów. A Quasi stoi, patrzy i nie rozumie.
Quasi :
Chyba przegapilam jakis fragment dyskusji. Nie czuje sie infantylna, dlaczego mialabym sie czuc infantylna?
Quasi :
Cos w ten desen. Znaczy przedstawiasz to strasznie negatywnie, a mnie to nijak nie przeszkadza, oczywiscie przy zachowaniu umiaru. Stereotypizacji sie nie uniknie, wiec rozumiem ze ktos woli, zeby swiat sie ekscytowal, ze Polacy wymiataja w siatkowke, niz polewal ze wybrali pojebanych blizniakow, bo nawet jesli sam probuje sie nie identyfikowac, to otoczenie to zrobi za niego.
Slotna :
No więc właśnie. Można się sensownie cieszyć z tego, że “moje dziecię jest najszybsze w klasie na 100 metrów” albo podziwiać obrońców Westerplatte (albo Narwiku i Monte Cassino ;-)), albo martwić, że “o rany, ale mamy obciachowego prezydenta”. Pojmuję też, że jakiś kretyn może mnie za granicą wytykać palcem z powodu Kaczyńskiego nawet nie pytając czy na niego głosowałem.
Ale nadal nie rozumiem, jak można być dumnym z cudzych zasług albo wstydzić się z powodu cudzych win.
Podobno wstyd to mało konstruktywne uczucie nawet, gdy dotyczy samego siebie.
Quasi :
A, sorki, skoro tak, to masz rację. To zasadnicza różnica. Klimat jest niezmienny i to absolutnie wykluczone, żeby jakiś tajfun doleciał z tropików do wybrzeży USA.
Quasi :
Przecież też działają – będę dumny z sukcesów moich dzieci, czuję się emocjonalnie związany z systemem wartości mojej klasy społecznej (BTW: middle-middle, nie upper-middle; w istocie o upper-middle lubię wypowiadać się z przekąsem) itd.
Quasi :
Bo to są także jej sukcesy/porażki jako całości (której jesteś częścią).
Quasi :
Robisz taki sam błąd, jakbyś pytał “co w zawale serca jest delikatnie krwiście wysmażonego w sosie gorgonzola polędwiczno wołowego”? Błędne postrzeganie własnej orientacji wobec społeczeństwa (jam jest samotny kowboj Quasi, jam jest Quasi The Barbarian etc.) jest skutkiem infantylnego zahamowania rozwoju socjalizacji. Słowem, brak zrozumienia tego, że jesteś istotą społeczną, jest wynikiem infantylnego zahamowania, tak jak zawał może być wynikiem wysokocholesterolowej diety.
Gammon No.82 :
Przecież takie fanbojstwa zawsze są podszyte klasizmem. Moje fanbojstwo Apple to właśnie przejaw tego, w istnienie czego powątpiewał u mnie Quasi, czyli klasizmu klasy średniej-średniej, bo Apple to oferta właśnie idealnie dopasowana do tej klasy. W średniej średniej przy zakupie latpopa parę stów fte, parę stów wefte nie ma już takiego wielkiego znaczenia jak w klasie niższej średniej, ale z kolei w wyższej średniej wielkiego znaczenia nie ma łatwość obsługi czy niska awaryjność (np. wątpię, żeby w życiu Jana Krzysztofa Bieleckiego występował realny odpowiednik problemu z klasy średniej-średniej typu “zawalenie dedlajnu z powodu posypania się windowsów”). Tak więc tylko średnia średnia ma realne powody by wybrać Macbooka czy iPhone’a – niższa średnia starannie wybierze absolutnie najtańszy produkt w sieciowej wyszukiwarce cenowej, wyższa średnia używa tego czegoś, co jej skonfigurował pan Zenek, podwładny od takich rzeczy.
Słabo już pamiętam czasy ośmiobitowców, ale to było jakoś tak, że Atari było w Peweksach, a Commodora trzeba było sobie przywieźć samemu, więc to się nakładało na bardzo istotny dla peerelowskiego nastolatka podział na tych, którzy mają dostęp do robienia zakupów w normalnych krajach i tych, którzy jednak są skazani na to, co peerelowski handel rzuca na rynek wewnętrzny (choćby w Peweksach).
wo :
A kompatybilność z większością sprzętu? Naprawdę nigdy nie miałeś problemu “a, pan ma Apple, na Apple ten program nie działa” albo “ale jak ja odczytam ten format danych”?
bloody_rabbit :
Przeciwnie, często for teh lulz w instrukcji obsługi różnych sprzętów (aparat fotograficzny, kamera wideo, drukarka itd.) porównuję sobie wersję instrukcji instalacji dla Maka i dla Windowsów i się chichram, że na Maku obsługa polega na tym, żeby podłączyć i pozwolić iPhoto pracować. A na Windowsach trzeba zainstalować jakieś sterowniki, “poczekaj aż Windows wykryje nowe urządzenie i przyzna mu, załóżmy, literkę F:”, i tak dalej.
bloody_rabbit :
Owszem, wiele gier przeszedłem dopiero na Playstation lub XBoksie (np. Halflife).
bloody_rabbit :
A to już nigdy w życiu. Jaki format Ci przychodzi do głowy?
Quasi :
Hszszszt!
bart :
Brandzlowanie się niezrozumieniem idei logiki rozmytej. Niektórzy uważają to za bardzo śmieszne.
Quasi :
Hint: mem wirusowy.
wo :
Sprawdzić, czy nie inżynier.
wo :
Choćby RTF-y które rzucałeś miały kompletnie spierniczone czcionki na Windowsie. Wiem, że w tym wypadku to mój problem, ale byłby Twój gdybym to ja płacił (ciekawy przyczynek do kwestii kompatybilności sprzętu via marksizm).
inz.mruwnica :
Zaraz zaraz – pytanie było o to, czy ja na Maku odczytam jakieś dane. Ja problemu z odczytaniem tego, co dostaję od pececiarza, nie mam nigdy. A że Windowsiarz ma jakieś problemy, to już normalka, po to kupujesz Windowsy, żeby mieć problemy.
Barts :
OT: będąc kiedyś w Łazienkach Królewskich zostałem przez wraże siły natury zmuszony do skorzystania z tamtejszego szaletu publicznego. Z zewnątrz obiekt wygladał, jakby ostatni remont i sprzątanie odbyły się tutaj za wczesnego Bieruta – na pierwszy rzut oka właściwie trudno było orzec, czy w ogóle jest czynny. No więc wchodzę ostrożnie do środka, patrzę, a tu za okienkiem poboru opłat siedzi nie zasuszona babinka, a młody Standard Nerd płci męskiej z laptopem i mnóstwem książek o Japonii. I teraz się zastanawiam, czy te komentarze nie są czasem jego autorstwa.
Quasi :
Nie, ty polemizowałeś ze stwierdzeniem bloody_rabbita o europejskiej niechęci do prowadzenia wojen, rzucając retoryczne pytanie: “Czy którykolwiek z (sub)kontynentów doświadczył tylu i tak krwawych bijatyk między sąsiadami co Europa?”. Otóż badając dzieje całego świata pod kątem stężenia bitwy na metr kwadratowy nie obalisz, ani też nie potwierdzisz tezy o szczególnej chęci bądź niechęci europejczyków do prowadzenia wojen. Długotrwały okres względnego pokoju na danym terenie świadczy raczej o braku powodów do konfliktu (dostatek, wynikająca z izolacji przez naturalne bariery homogeniczność rasowa i kulturowa, zamordystyczna władza itd.) niż o niechęci do walczenia ze sobą.
Quasi :
No właśnie.
wo :
Ojej, pamiętam to z czasów Amigi! Ona też była lepsza, bo czytała dyskietki PC-towe, a odwrotnie się nie dało.
wo :
Dyć przecież piszę, że gdybym ja Ci płacił za plik, to by było “Panie Wojtku, tego pliku się nie da odczytać, proszę to poprawić”. A nie srutu-tutu o symetrii mutualizmu kompatybilności.
czrny_iwan :
He he. Nie.
inz.mruwnica :
No właśnie tylko w lower middle! Dziennikarz pozostaje w lower middle dopóki jest dziennikarzem bardzo początkującym, bez rynkowej pozycji, bombardującym różne redakcje propozycjami typu “tutaj takie coś napisałem, może byście mi to wydrukowali (a nawet, nie śmiem marzyć, zapłacili?”). Dziennikarz w middle middle jest w odwrotnej sytuacji, do niego co jakiś czas się ktoś odzywa z tekstem typu “panie Wojtku, może by pan napisał posłowie do tomiku poezji Eustachego Hudefaka”. I potem tygodniami szlochają w słuchawkę, że “panie Wojtku, czekamy już tylko na pana tekst”. No i jak już nadeślesz im nieczytelny format, to nadal będzie ich problem – to oni będą wtedy kombinować, jak to przekonwertować. Bo raczej nie zaryzykują prośby “a może pan by przekonwertował”, bo się boją odpowiedzi “chętnie – gdzieś na początku trzeciego kwartału”.
Więc tu ciągle masz klasizm w czystej postaci.
wo :
OK. Może u Was dziennikarzy każdy z midle-midle jest bożyszczem środowiska, u nas za każdy dzień zwłoki płaci się kary umowne bo staje proces projektowy i jeśli inwestor może ci ujebać dychę z twojej winy, to wierz mi, zrobi to.
EDIT: Aha, święto lasu.
wo :
Zdaje się, że kiedyś miałeś też WUPW do gier?
wo :
Np. DOCX pomiędzy styczniem 2007 a styczniem 2008.wo :
A jak to będzie tekst za 1,000,000 USD?
A jak spieprzą konwersję i w tekście będą babole?
inz.mruwnica :
Impreza sie rozkręca jeszcze bardziej, kiedy inwestor może Ci ujebać 800kilo. Euro. Na pociechę pozostaje fakt, że CZASEM to działa w drugą stronę.
IMO nie da się porównywać dziennikarstwa, gdzie team rzadko rzadko jest większy niż senior mastahaka (middle-middle) + riserczer/ka (lower-middle)z projektami badawczymi/ inwestycjami/ rozwojem produktu. Im większa kasa, tym bardziej nie chcą jej zapłacić.
OT: było już?
wo :
Dziwne słowa jak na faceta, który żyje z rozprzestrzeniania płodów własnej myśli ;-)
wo :
Owszem, możesz tak zrobić raz, drugi i trzeci, ale w końcu przestaniesz być ich pierwszym wyborem. Chyba że będziesz Jedynym Ekspertem od Hudefaka Wogle, albo znacząco zejdziesz ze stawek (w moim fachu tak jest z projektantami branżowymi: masz do wyboru tanich ale problemowych albo drogich i konkretnych; czasem, rzadko zdarzają się przejścia z jednej do drugiej kategorii und zurueck; generalnie w zależności od budżetu projektu masz komfort wyboru albo nie)
bloody_rabbit :
Co to jest DOCX? Chyba się nie spotykam.
bloody_rabbit :
To tym bardziej strona zamawiająca będzie miała swoich speców od odczytywania wszystkiego na wszystkie sposoby. Problem typu “nie możemy odczytać” to może mieć najwyżej jakaś bardzo malutka instytucja typu redakcja “Głosu Pierdziszewa”, ale już raczej nie coś rzędu choćby wydawnictwa Znak.
bloody_rabbit :
To korekta poprawi. Przecież spieprzenie konwersji pliterek oznacza najwyżej nieczytelne pliterki.
urbane.abuse :
Ale nie mówisz tutaj przecież o upartym trzymaniu się jakiegoś naprawdę egzotycznego formatu wymianu plików, tylko o RTF z którym Inżynier Mruwnica miał jakieś probelmy z pliterkami. Ja nawet nie wiem, czy moje RTFy komuś poza nim sprawiają problemy. Nikt mi tym nie zawraca głowy.
Bo przecież nawet hipotetyczny problem Inżyniera Mruwnicy na pewno miał jakieś proste rozwiązanie, na przykład odczytanie tego na Macintoshu i ponowne wysłanie mailem z opcją “send windows-friendly attachments” (której ja z premedytacją nie załączam). Widocznie redakcje i wydawnictwa zamawiające coś u mnie jakoś sobie same potrafią rozwiązywać ten problem, bo to się potem ukazuje jednak z pliterkami. Więc *w praktyce* to naprawdę nigdy nie jest moim problemem i jeśli kiedyś spadnę z middle middle w czeluść lower middle, to raczej nie przez to.
W mojej branży problemy na styku Mac-PC praktycznie nie występują, mimo że my mamy Maki, a działy marketingu pecety. Nawet fonty, dawna zmora, są obecnie międzyplatformowe. Kłopoty pojawiają się na styku nie platform, lecz programów (Quark/InDesign, Adobe/Corel), względnie starszych i nowszych wersji tego samego oprogramowania. Z docx problem istniał nie do czasu pojawienia się nowego MS Office, lecz do wprowadzenia obsługi formatu przez NeoOffice. Daawno temu miałem problem z przenosinami tekstu arabskiego, ostatnio bezproblemowo przeleciały teksty z alfabetami ormiańskim (armeńskim?) i kazachskim. Problemy z polskim kodowaniem pojawiały się w aplikacjach internetowych, zwłaszcza na linii CP1250 kontra reszta świata.
bart :
O to to to. Niby jest eksport z Archi do Autocada, ale jakoś zawsze coś się w nim pieprzy. CAD2004 i 2008 też nie lubią się tak bardzo, jak by mogły. Przy okazji mam małe emo związane ze zmianą interfejsów – z tych bardziej znanych nie podoba mi się nowy Office. Ale nieuchronnie, siłą wiązań chemicznych będę kiedyś musiał na niego przejść. Czy zabieranie nam naszych przyzwyczajeń nie powinno być karalne?
bart :
Co z tego, że daawno. Echelon pamięta.
wo :
Nie z pliterkami, tylko podmieniło mi na jakieś obrzydliwe fonty, które jakbym zobaczył płacąc za tekst to bym powiedział “weś to pan odemnie”. No chyba, że byłoby to szczęście i radość, że spłynęłło cokolwiek od autora. Zresztą w Twojej branży trudno się spodziewać jakichś poważnych problemów na styku, bo właściwie komputer to nie jest Ci do pracy potrzebny, skoro wypuszczasz sam tekst. Nadałaby się nawet maszyna do pisania, więc nic dziwnego, że i Mac obleci :-)
urbane.abuse :
So ty piepszysz? W końcu zrobili porządny interfejs właśnie w którym edytor tekstu wygląda tak schludnie jak na to zasługuje, a nie jak centrum obsługi lotów kosmicznych. W Excelu ewentualnie mogli sobie darować, ale tragedii nie ma.
urbane.abuse :
Jest karalne: dożywocie używania systemu z linii poleceń.
urbane.abuse :
W mojej pracy bardzo nie chcą przejść, ale będą musieli, bo nowy Excel ma duużo więcej wierszy w arkuszu i może wykorzystać więcej niż 1GB pamięci.
inz.mruwnica :
Ok, ja jestem w stanie przyswoić nowe ikonki, tyle że to mi zawraca głowę interfacem, ergo zabiera czas, w którym mógłbym normalnie pracować. Ja może dziwny jestem, bo mnie wogle nie kręcą np. latające po ekranie okienka Maca czy Visty. Na nowym komputerze ustawiam sobie “klasyczne windows” i już, bo mi się serdecznie nie chce myśleć co teraz gdzie jest. Mam inne rzeczy do myślenia nad. Komputer ma być “przezroczystym” narzędziem pracy.
urbane.abuse :
A jak przechodziłeś z Win 3.11 na 95, to też tak przeżywałeś?
wo :
… i ponowne wysłanie mailem z opcją “send windows-friendly attachments” (której ja z premedytacją nie załączam).
A to (jeśli prawda) już by było drobnem bezinteresownem skurwysyństwem, zresztą wystarczy raz “załączyć” i trzyma.
bloody_rabbit :
Wtedy nie miałem jeszcze swojego peceta, tylko tatowy, więc miałem mniej do gadania. I nie byłem jeszcze PRZYZWYCZAJONY. :)
kwik :
Ściąganie pirackich filmów to LUDOBÓJSTWO!!!!!!
inz.mruwnica :
FONTY? Jezus Maria, Ty to sobie wyobrażasz tak, że dziennikarz sam sobie robi skład i dobiera ilustracje, a potem gotowego PDF-a wysyła do redakcji? “Szanowny panie, nadesłana przez pana książka jest może i interesująca, ale nie możemy jej wydrukować, bo napisał ją pan paskudnym fontem. Weź pan to od nas. Z poważaniem, wydawnictwo”.
urbane.abuse :
Ja wiem dokładnie o czym Ty rozmawiasz i też miałem obawy przed nowym Officem, ale po dwóch dniach mi przeszło. Idea GUI się trochę rozjechała na menu (w którym jest wszystko, ale pochowane) i toolbary (w których jest nie wszystko za to na wierzchu). Ribbon w Office scala to cuzamen do kupy (masz wszystko, w jednym miejscu, ukrywane i odkrywane w razie potrzeby), jednocześnie nie pozwalając użytkownikowi zrobić sobie bordello militari w aplikacji. Ale jeden paseczek na szybkie ikonki dowolnie wybierane zostawili i więcej nie potrzeba (ja tam mam może z dziesięć sztuk)
urbane.abuse :
Jak jest za dużo przezroczystego to się ludzie o to przezroczyste łbami tłuką.
kwik :
Jak ktoś używa Outlook Express to sam jest sobie winny. I dlaczego windows friendly? Makjuzerzy by nie zapamiętali różnicy pomiędzy systemem a aplikacją?
wo :
O jeżu, wyobrażam sobie tak, że jak zleceniodawca otwiera plik i widzi jakieś obleśne stwory zamiast liter to nie chce mu się czytać. Ani zastanawiać kto jest winny (tak jak Tobie nie chciało się zastanawiać dlaczego na styku Windowsa i Linuxa pojawia się “Normal flase false” i wystarczyła Ci SOA#1). Ale tak jak pisałem: w przypadku plików tekstowych rzeczywiście trudno wyobrazić sobie aż taką niekompatybilność, żeby coś się spieprzyło ponad akcje naprawcze wymagające zwyczajowego ładunku dobrej woli, bo to, delikatnie mówiąc, technologia dość zasiedziała.
inz.mruwnica :
Bo to jest tak, że pececiarze mają bardzo bogate słownictwo na opisywanie różnego rodzaju problemów. Na przykład linuksiarz odróżnia, co mu się zawiesiło (“wcale nie zawiesił mi się Linux tylko XWindowsy”). A już windowsiarz, to w ogóle ma tu bogatsze słownictwo niż Prasłowianie na różne rodzaje pokrewieństwa, on zawsze wie, że świekra jego stryjenki spowodowała nieprawidłową operację i zostanie zamknięta (a poza tym Kaspersky wykrył Avasta w trojanie wirusa, który przyszedł ze spywarem).
A tu się otwiera klapkę i, kinda, just works.
inz.mruwnica :
Zleceniodawca jest redaktorem, więc to nie jest kwestia “chce/nie chce”, to jakby taksówkarzowi się nie chciało prowadzić. Dlatego ja zawsze uważam, że redaktor w ogóle ma w życiu przechlapane i nigdy redaktorom nie zazdroszczę (stąd pusty śmiech jaki we mnie budzą internetowe fantazje o maybachu Maleszki).
wo :
No tak, bo makjuzerzy mają tylko jedno określenie na opisywanie problemów: “muszę kupić Windowsa”.
inz.mruwnica :
No, jeśli to są aż tak namiętni gracze, to faktycznie, dochodzi im jeszcze szukanie cheatów i solucji.
Close your eyes, give me your hand, darling
Do you feel my heart beating, do you understand?
Do you feel the same, am I only dreaming?
Is this burning an eternal flame?
bart :
Skoro już tak, to oczywiście zapraszam do mojego starego quizu (ten cytat jest umieszczony jako motto):
http://homepage.mac.com/worlinski/kwiz.html
wo :
Etam, wystarczy skończyć politechnikę.
Ale nie tylko. Mój stryj w wieku 60 lat zapragnął mieć pierwszy komputer w życiu. Szczerze polecałem mu makówkę. Trochę kręcił nosem, że musi wydać klika tysi więcej, więc żądał poważnych argumentów. Mówiłem, że będzie przyjaźniejszy w obsłudze, łatwiej mu będzie się wszystkiego nauczyć itd. On mi na to, że nie zna nikogo, kto by miał taki komputer, a on i tak się musi wszystkiego nauczyć od zera, więc jak będzie miał jakiś problem to nawet nie będzie się miał do kogo zwrócić (a np. przez telefon tłumaczenie i tak jest trudne). Poza tym chciał głównie używać Skype’a. Nie byłem pewien, czy Skype nie wygląda na Maku jakoś inaczej, a wtedy to już byśmy mu za nic nie wytłumaczyli w co ma kliknąć i dałem spokój. Kupił, jak to Ty mówisz “PC-ta”, czyli PC-ta z Windowsem i just worksuje.
bart :
Znalazłem nowe polana.
inz.mruwnica :
Z opisu wynika, że Twój szanowny stryj jest bardzo typowym przedstawicielem “lower middle class”.
wo :
A z czego wnioskujesz? Bo mu się tyłek nie zapalił jak usłyszał o makowatości Maka?
inz.mruwnica :
Computer literacy wchodzi w skład kapitału kulturowego w sensie Bourdieu dla MMC (stąd właśnie powszechny śmiech, jaki w MMC budził ewidentny deficyt tego kapitału u Kaczyńskiego – nie ma konta, nie ma komórki, nie ma prawa jazdy, ha ha ha). Te braki nie są już istotne, kiedy ktoś ma status UMC (bo telefony odbiera i służbową kartą płaci asystento-kierowca itd.), ale gdyby Twój stryj był UMC, to rozwiązaniem dla deficytu computer literacy nie byłby “bratanek tłumaczący przez telefon”, tylko jego pracownik, pan Zenek, który w ramach swoich obowiązków zawodowych przyniesie stryjowi odpowiednio skonfigurowaną czarną skrzynkę wliczoną w koszty firmy.
Zatem skoro nie ma computer literacy wystarczającego na MMC, ani nie ma komputera służbowego obsługiwanego przez podwładnego z helpdesku – to albo po prostu klasa niższa, albo najprawdopodobniej niższa średnia.
wo :
Subconscience =/= subconscious.
Wyszło mi że nie daję faka, ale o dziwo najwięcej pktów za Makiem.
czescjacek :
Jej, od tylu lat mi to ludzie poprawiają i ja ciągle obiecuję że zmienię i ciągle zapominam.
@ wo:
Życie czasem bywa prostsze niż poststrukturalny marksizm. Pracował na tym samym kierowniczym stanowisku od czasów przedkomputerowych i obserwując pokraczne wchodzenie komputeryzacji jakoś się do niej widocznie nie zapalił. Potem motywacji też już chyba zbytniej nie miał skoro zawsze jakiś Krzysiu albo Małgosia mogli wstukać “za niego”. Potem przeszedł na jakąś wczesną emeryturę (teraz widzę, że go jeszcze z pięć lat odmłodziłem), objeździł świat w kółko i mu się znudziło. Na stare lata zachciało mu się komputera, choć oczywiście już teraz nie ma za niego kto wstukać.
wo :
Zależy w jakim wieku. W pokoleniu moich ojców komputer to skrzyżowanie kalkulatora z telewizorem. Niektórych to w ogóle nie nawilża. Jeden z bohaterów “Czarnych oceanów” cieszył się, że jeszcze się załapał na pokolenie wszczepek, choć był już lekko posunięty w wieku (chyba po trzydziestce?). Stryj się nie załapał.
inz.mruwnica :
Ale to przecież właśnie jest bardzo proste! Emeryci i renciści w 3RP – zwłaszcza ci, którzy najlepsze zawodowe czasy spędzili jeszcze za Gierka – przeważnie zlecieli do klasy niższej lub niższej średniej. Ich kapitał kulturowy stopniał jak oszczędności ulokowane w fundusze inwestycyjne w czasach kryzysu – bo stare umiejętności straciły na znaczeniu, a nowych już nie umieli/nie chcieli zdobyć. Stąd własnie w tym pokoleniu takie przywiązanie do Kaczyńskiego, widzą w nim swojego przedstawiciela.
inz.mruwnica :
Zupełnie nie – po prostu w pokoleniu naszych ojców deklasacja do LMC/LC (zwłaszcza wśród tych, którzy się skusili na zatrutą przynętę w postaci przedterminowej emerytury!) jest zjawiskiem powszechnym. Argumentujesz teraz tak, jakbyś klasę uważał za kastę, coś przypisanego raz na całe życie, jakby niemożliwe były ruchy w górę i niestety w dół.
wo :
I wraz ze zmianą statusu klasowego automatycznie zmienia się “świadomość klasowa” i “kapitał kulturowy”? Magia, normalnie magia.
wo :
Namiętni gracze nie czitują!
babcia klozetowa z dworca Shinjuku :
Ale mi chodziło o niechęć *współczesnych* Europejczyków. Porównaj stosunek społeczeństw zachodniej Europy i USA do wojny w Iraku.
wo :
Prawdziwi gracze nie używają cheatów i solucji!
czescjacek :
Mi też wyszło, że nie daję faka, ale za to najwięcej punktów za Linuksem. Dziwne, omijam ten szajs z daleka.
Gammon No.82 :
Raczej odwrotnie. W praktyce – na przykładzie przedterminowego emeryta – to wygląda tak, że wypadnięcie z rynku pracy eliminuje konieczność uzupełniania KKWSB (kapitał kulturowy w sensie Bourdieu). Na przykład stryj Inżyniera zapewne nie umie obsłużyć internetowego konta, więc chcąc zrobić przelew stoi w kolejce na poczcie. Pewnie nie wie też już, co napisała Masłowska i kto to jest Jarzyna. Za to różne umiejętności składające się na jego KKWSB w latach 80. (typu wiedza o tym, jak załatwić talon na skodę albo co wystawiał Hanuszkiewicz) stopniowo stają się bezwartościowe. Na tej samej zasadzie po kilkuletnim bezrobociu człowiek odkrywa, że mialby wielkie kłopoty z powrotem na te same stanowisko, z którego go zwolniono.
wo :
No jeszcze może krakowskim targiem stać w banku. To lepiej brzmi.
A to obowiązkowe, bo Pierre Bourdieu zarządził?
Powstaje pytanie zasadnicze: czy stosowanie podziałów wymyślonych dla ciut innego społeczeństwa – wraz z kryteriami podziału – ma jakikolwiek użyteczny sens? Bo jak dla mnie to mniej więcej taki, jak pakowanie przez Quasiego mojego kotka do kategorii pasożytów, które na mnie żerują. Formalnie tak można – ale czy z tego wynika coś więcej?
Już nie wspomnę o tym, że nawet na Zgniłym Zachodzie kryterium przynależności do MMC “umi – nie umi se radzić z komputrem” wydaje się równie dyskusyjne, jak kryterium “umi – nie umi polować na lisy” dla UC w 1850 roku.
“Czas półtrwania” wiedzy medycznej wynosi około 3 czy 4 lat dla dynamicznie rozwijających się dziedzin medycyny, jak biochemia czy farmakologia, do 7-8 lat dla dziedzin o małej dynamice rozwoju.
Po pięciu (lub mniej) latach omijania lektur lekarz zaczyna być niebezpieczny dla pacjentów. Ale czy to ma coś wspólnego z przynależnością klasową?
bloody_rabbit :
No cóż, ten kto przeżył (lub jego rodzice / dziadkowie) dwie wojny światowe może mieć nieco inny stosunek do idei wojowania, niż ten, kto stał z dala i zarabiał na tych wojnach.
Na początku, czy po kilku latach? :-D
wo :
Nie zmienia to faktu, że wśród osób, które nie są z tym środowiskiem związane, słówko REDAKTOR jest generycznym skrótem stosowanym jako “KTOŚ ważny, kto pisze w GAZETACH”.
I ten mem zwalczyć będzie trudno.
wo :
Klimat nie jest niezmienny, tylko zmienia się powoli (wyjąwszy przypadki katastrof kosmicznych itp.), znacznie wolniej niż (sub)memosfery. A tajfuny to nie zmiany klimatu, tylko pogody – huragany u południowo-wschodnich wybrzeży USA to cecha tamtejszego klimatu, a nie objaw jego zmian.
wo :
1. Na sukcesy swoich dzieci masz – mniej lub bardziej bezpośredni – osobisty wpływ, stąd pewna duma z tych sukcesów może być dla mnie zrozumiała.
Poza tym emocjonalne przywiązanie do dzieci rozumiem, w odróżnieniu od emocjonalnego przywiązania do ludzi zaledwie obdarzonych etykietką “Polak”, nawet anonimowych, nawet zmarłych przed kilkudziesięciu-kilkuset laty.
2. Emocjonalny związek z wartościami swojej klasy (jakimi?) nie implikuje dumy/wstydu z powodu osiągnięć innych (anonimowych) ludzi do tej klasy należących. Czy może czujesz dumę/wstyd z powodu postępowania przedstawicieli MMC w Korei Południowej, Irlandii, Brazylii…? Np. masz osobiste poczucie winy&wstydu z powodu oszustw&matactw ex-profesora Woo Suk Hwanga? (czy on to już UMC?)
3. Jaka jest ranga Twojego “nepotyzmu”, jaka “klasizmu” i jaka “nacjonalizmu/patriotyzmu”, tj. przedstawiciele której submemosfery – rodowej, klasowej czy narodowej – silniej wywołują w Tobie dumę/winę (pomińmy efekt nakładania się tych tych submemosfer)?
wo :
No ale co z tego, że jestem jej częścią?
1. Duma/wstyd z osiągnięć abstrakcyjnego tworu typu (sub)memosfera? Nie trawię. Nie rozumiem, jak i dlaczego można być dumnym/zawstydzonym z powodu jakichś osiągnięć, na które nie miało się indywidualnego wpływu. I zdawało mi się, że zgodziliśmy się co do tego, że spośród czynników wpływających na ludzkie osiągnięcia – indywidualnych + genetycznych + memetycznych + przypadkowych – powodem do dumy/wstydu mogą być tylko/przede wszystkim te pierwsze.
2. Jak rozumiem, nacjonaliści/patrioci oczekują ode mnie dumy/wstydu wobec osiągnięć konkretnych osób należących do submemosfery narodowej, a nie uśrednionej dumy/uśrednionego wstydu za całą submemosferę narodową.
3. Ja jestem częścią nie tylko submemosfery narodowej, ale także rodowej, regionalnej, klasowej, zawodowej/specjalistycznej, dwudziestowiecznej, europejskiej, eurazjatyckiej, cywilizajcozachodniej, holoceńskiej,… i wreszcie – ogólnoludzkiej. Jeśli z samego “bycia częścią” ma wynikać powód do dumy/wstydu, to powinienem być dumny/zawstydzony z powodu wszystkich dokonań wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek istnieli.
wo :
?
Niczego takiego nigdy nie twierdziłem. To oczywiste, że jestem w jakimś sensie częścią, a nawet produktem, memosfery, czy nawet pewnej mniej lub bardziej lokalnej memosferycznej niszy. No i jestem od tej memosfery – czy nawet od tej niszy – jakoś zależny. Ale to w żaden sposób nie implikuje, że powinienem mieć takie a nie inne odczucia wobec innych przedstawicieli (współczesnych lub wymarłych) tejże memosfery/niszy, oraz wobec ich osiągnięć. Tylko dlatego, że mają – arbitralnie wyróżnioną – etykietkę przynależności do tej samej niszy co ja.
pozdrawiam
babcia klozetowa z dworca Shinjuku :
1. Pytanie to nie było retoryczne.
2. Chciałem się od niego dowiedzieć, na jakiej podstawie w ogóle mogło mu przyjść do głowy, że Europejczycy mają jakąś szczególną “niechęć” do prowadzenia wojen.
Ale to nie zmienia faktu, że zasugerowane tu dopatrywanie się w (sub)cywilizacjach różnych mentalnych(?) skłonności do konfliktów militarnych wydało mi się czymś zaskakującym i dziwacznym.
babcia klozetowa z dworca Shinjuku :
Ja się z tym w pełni zgadzam.
pozdrawiam
janekr :
“Redaktor” dziś to najczęściej oznacza kogoś, kto sobie założył www i copypaści newsy z portali.
wo :
3L 2W 7M – You prefer Mac, but you don’t make too much fuss about it. It’s just a machine, dammit.
Założę się że WO miał 12M.
Gammon No.82 :
Kinda sorta. W praktyce w średniej średniej będą się z Ciebie chichrać, jak pojedziesz jakimś błędem zdradzającym niski KKWSB (“umówcie mnie z tym Czapskim”, etc.).
Gammon No.82 :
Jajako jednak marksista (choćby i postmarksista) uważam, że kopiując ich system społeczno-gospodarczy – a tym jest przecież cały ustrojowy projekt Trzeciej Rzeczpospolitej – kopiujemy ich stosunki społeczne. Nie możesz skopiować realnego socjalizmu i nie mieć żadnego odpowiednika nomenklatury partyjnej.
Gammon No.82 :
Ale dlaczego to samo dotyczy innych zawodów, nawet takich, w których obiektywny “przyrost wiedzy” nie istnieje?
janekr :
Bardzo łatwo, bo półmózgi zainfekowane tym memem z kolei w ogóle nie czytają gazet, więc dla nich ludzie związani z gazetami z założenia nie mogą być kimś ważnym.
Barts :
Ja mam 1 punkt linuksiarski (najbardziej najbardziej to ja bym jednak chciał mieszkać w mieście o sprawnym zbiorkomie i sobie jechać doskonale działającym metrem) oraz 1 punkt windowsowowy (chrzanię irańskich konceptualistów, na pewno wolę pójść na najnowszy blockbuster).
wo :
Przyszedł mi na myśl Jordan Schlansky. Ciekawe, ile miałby punktów?
Quasi :
To miała być ilustracja Twojej tezy o tym, że skoro da się zademonstrować wpływ memosfery arabskiej na polską, to już w ogóle nie można mówić o polskiej jako o czymś odrębnym.
Quasi :
Odpowiem tak trochę parabolicznie – widzę odbicie w krzywym zwierciadle swoich pragnień i potrzeb w licznych satyrach społecznych na MMC, od satyr na temat pana Gottlieba Biedermeiera przez “Wiwat aspidistra” Orwella aż po cykl o Harrym Potterze. Przeraża mnie to, do czego moja klasa jest zdolna, gdy poczuje, że nasze domki i samochody są zagrożone – a jak wykazał Siegfried Kracauer, w obliczu zagrożenia my jesteśmy gotowi zagłosować na NSDAP, jeśli tylko takiej partii uda się zaprezentować jako jedynej szansy na obronę naszego stanu posiadania. Więc owszem, czuję jakiś tam emocjonalny związek ze swoją klasą jako taką, nawet jeśli chodzi o tak zamierzchłe dzieje jak upadająca republika Weimarska. No i oczywiście jak wielu innych z tej klasy, goracym przeciwnikiem inwazji na Iran zrobiłem się po przeczytaniu komiksów Marjanne Satrapi, bo te komiksy pokazują, że tam też mieszka MMC. To, że MMC na całym świecie bardziej się przejmuje śmiercią 5 Izraelczyków w zamachu bombowym w Tel Awiwie niż śmiercią 238 Palestyńczyków w jednym nalocie na Strefę Gazy też wynika z tego, że łatwiej nam wzruszyć, gdy giną nasi klasowi pobratymcy niż jakieś niepojęte twory kulturowo-społeczne w ręcznikach na głowie (“derka derka derk-derk”, jak to ładnie sparodiowano w “Team America”).
Quasi :
Więc to częściowo Twoje sukcesy/porażki.
Quasi :
Na nic takiego się nie zgadzałem.
Quasi :
Obce Ci jest uczucie wstydu, że ludzkość jako taka była do czegoś zdolna? Nie czułbyś żadnego obciachu w sytuacji takiej, jak w podróży ósmej Ijona Tichego? (“Hiroszima? Co to było, jakiś meteor?”).
Slotna :
Na to wygląda.
WO tłumaczył:
Slotna :
Bo Twój brak dumy/wstydu z powodu dokonań rodaków wskazuje na to, że Twój rozwój socjalizujacy uległ przedwczesnemu zatrzymaniu i pozujesz na samotną kowbojkę?
Slotna :
Ja to przedstawiam przede wszystkim jako coś zupełnie mi obcego.
Obecnie, w czasach pokoju, może na pierwszy rzut oka nie widać w tym poważniejszych problemów. Jednak takie – narodowo-egoistyczne – podejście zapewne utrudnia ponadnarodową współpracę (“Nicea albo śmierć”; żołądkowanie się o to, aby ten, kto zajmuje ważne stanowisko w organizacjach międzynarodowych był “nasz”, a nie kompetentny itd.). Znacznie gorzej jest w razie wojny czy innych ruchawek. Wtedy ludzie naprawdę cierpią w imię tego pierdolenia.
Znałem człowieka, który w apogeum maniakalnej fazy cyklofrenii twierdził, że jest postacią wybitną, a swoją wybitność zawdzięcza swojemu zodiakalnemu znakowi Panny, bo większość wybitnych postaci w historii było spod znaku Panny: Hitler, Napoleon, Czyngis Han… [w rzeczywistości Hitler był Bykiem, Napoleon Lwem, a data urodzin Czyngis Hana jest znana, zdaje się, z dokładnością 12lat…]. Postawa nacjonalistów/patriotów dumnych ze swoich rodaków nieodmiennie kojarzy mi się z tym biednym maniakiem…
Slotna :
Ale to nie znaczy, że ma udawać dumę/wstyd, albo próbować na serio w sobie te uczucia wzbudzić.
pozdrawiam
wo :
Ale ja nic takiego nie napisałem. Pisałem tylko o globalności memosfery i trudnościach&arbitralnościach związanych z podziałem globalnej memosfery na mniejsze submemosfery, w tym – submemosfery narodowe; oraz o tym, że może być trudno wskazać pochodzenie memów, które przyczyniły się do danego sukcesu/porażki danego człowieka.
Memosferę można dzielić na submemosfery cywilizacyjne (jak to zrobił np. Huntington czy Koneczny), narodowe itd., tak jak gatunek ludzki można podzielić na rasy – choćby na “Białych”, “Żółtych” i “Czarnych”, albo na “Białych” i “Kolorowych” – a w RPA to nawet sądy się tymi podziałami zajmowały. Problem w tym, że zarówno podział memosfery jak i podział rasowy jest dość arbitralny i mętny. Ale nie mówię, że się nie da.
wo :
A to niby w jaki sposób? Proza Lema, bomba termojądrowa Ulama, “bohaterstwo” pod Wizną, pokolenie JP2 i orgazmy mojej matki to także moje sukcesy? Mord w Jedwabnem czy kiepski wynik reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w piłce nożnej to także moje porażki? A Holocaust, wynalezienie prochu, “bohaterstwo” pod Termopilami, dowód twierdzenia Pitagorasa, kung fu czy malowidła w jaskini w Altamirze to już nie częściowo moje sukcesy/porażki?
Dzięki, ale takie podejście jest całkowicie niekompatybilne z moim umysłem.
wo :
Przepraszam. Tak zinterpretowałem ten fragment rozmowy:
wo :
Obce.
pozdrawiam
wo :
Zabawne, bo ja akurat odhaczyłem też te odpowiedzi.
@gra w klasy
To ja już nie wiem, czy to jest funkcja dochodu, czy nie? Nauczyciel ma konkretny zawód, niezłą pewność zatrudnienia i czasami wie nawet, że Masłowska żyje, a Czapski już nie. Jednocześnie zarabia tyle, że parę stów różnicy w cenie laptopa robi różnicę. To jak z nim jest, middle middle czy nie?
Jeszcze jedno, czy używanie prywatnego komputera do pracy jest typowe dla średnio średnich?
@Quasi
Tak z ciekawości, czy Ty grokujesz, dlaczego ludzie chcą mieć dzieci? Przecież to się nie opłaca.
amatil :
amatil :
Zawsze myślałem, że dla frilanserów.
amatil :
Oczywiście oczywiste. Jeśli sądzisz inaczej, to zaraz dowiesz się coś o swoim szrotwagenie, kraptopie, itepe.
Niemieckim myślicielem jest Euler a huragany w USA przejawem zmiany klimatu. Pewnie chwilowej. Tak to jest w obozie narodowo-patriotyczno-socjalistycznych dziennikarzy do których o materiały błagają, na klęczkach bądź czołgając się, liczne redakcje. ;-)
czescjacek :
Też tak myślałem, ale tu: http://blogdebart.hell.pl/2009/07/20/chemtrails-smierc-spadajaca-z-niebios/comment-page-14/#comment-52216 się dowiedziałem że to nie tak. Bielecki do pracy nie kupuje sobie makówy, bo może zawalać z powodu obsuwy winzgrozy.
bloody_rabbit :
A na waniliowej windzie z Open Oficem albo starym Wordem mogłeś coś zdziałać?
mrw :
Zainstalować Compatibiliy Pack?
Quasi :
To tak samo trudne i arbitralne, jak oddzielenie klimatu śródziemnomorskiego od arktycznego.
Quasi :
Zgoda! A że wyrażasz to bardzo poprawną polszczyzną i do tego w miarę uprzejmie (tyle że zbyt rozwlekle), więcej z tego radości niż z korwinisty.
amatil :
Różnie bywa – znani mi nauczyciele jednocześnie często sobie czymś dorabiają (albo są małżonkami kogoś dobrze zarabiającego). Są dla firm takich jak Apple targetem na tyle atrakcyjnym, że z kolei tym razem to Apple im mówi “parę stów fte, parę wefte, nam to nie robi takiej wielkiej różnicy” i prowadzi dla nich odrębny sklep z odrębnymi cenami. Więc jeśli chodzi o jakiegoś zagubionego w 3RP pana Makiepę, który tkwi w tej szkole już tylko dlatego, że mu trzy lata brakuej do emerytury, to raczej LMC (ale i Macbook nie dla niego). Ale jeśli chodzi o faceta z głową na karku, który jakoś łączy pedagogiczną pasję z – powiedzmy – zarobkowym tłumaczeniem literatury, to jednak MMC.
amatil :
Nie pisałem nic o używaniu _do pracy_. Natomiast umiejętność używania tak w ogóle – a co za tym idzie, powiedzmy, zamówienia czegoś z Amazona albo obsługi banku internetowego, to dziś kluczowy element KKWSB. Trochę tak jak w XIX wieku w ten zakres wchodziła hippika – i nie było takie istotne, czy naprawdę codziennie jeździsz wierzchem, po prostu nie wypadało nie umieć.
kabotyna :
Ale czy już prowadzisz bloga, na którym zamieściłeś płaczliwą blogonotkę o tym, jaki ten WO jest okropnie okropny? Bo jak nie, to strasznie się opóźniasz ze swoją procesyzacjo-haelbizacją.
mrw :
Ja z tym idiotycznym formatem zetknąłem się niewiele razy ale przy pomocy jakiegoś dodatku od MS na starym Wordzie banglało zanim nowy mi się dostał. Novellowy Open Office też to gówno czytał. Sunowy OO3 teraz to czyta na 99%.
wo :
Kłamiesz.
wo :
Ale czy Euler zmienił narodowość, czy też łanabi “erudyta” spał na lekcjach/wykładach?
kabotyna :
Jak już zrobisz tę swoją szlochającą blogonotkę, to koniecznie tam napisz, jaką według Ciebie miał “narodowość”.
kabotyna :
Najwyżej pominąłem dopisek “Pisząc o wymogach KKWSB,…”, co oczywiście może sprawiać błąd półmózgom mającym problemy z czytaniem ze zrozumieniem (but then again, who cares).
wo :
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, jak bardzo niereprezentatywną próbką są twoi znajomi? W większości wypadków jedynym sposobem dorobienia dla młodego nauczyciela są korepetycje, niezbyt rewelacyjnie popłatne.
W zasadzie dotyczy tylko nauczycieli języków. Którzy to, w szczególności angliści, są w znacznie lepszej sytuacji niż pozostali. W mniejszych miastach dość popularnym problemem jest niemożność zaspokojenia wymagań rodziców, którzy domagają się lekcji angielskiego, zaś szkoła nie jest w stanie znaleźć osób z uprawnieniami chętnych pracować za te pieniądze.
wo :
Nadal kłamiesz albo swoje komcie pisałeś w stanie innej świadomości i nie pamiętasz. Wystarczy napisać, że się tak przydarzyło i nie będziesz musiał dalej robić z siebie głupka, nerwowo wklepując przeróżne popierdułki mające odwrócić uwagę od tego co napisałeś. Taki “sprawia Ci to błąd”, że nie umiesz przyznać że walnąłeś babola z Eulerem, snuciem wizji Bieleckiego vs makówka oraz tłum komciów o tym jak pracujesz na prywatnym lapku?
wo :
Właśnie nie. Fajny jest. Fajnie pisze. Szkoda tylko, że za często wydaje sądy w dziedzinach o których nie wie zupełnie nic. Gdyby jeszcze po 30 komciach o swojej pracy na prywatnym lapku nie kłamał, że o tym nic nie pisał… ;-)
Przeczytałem jeszcze raz w jakim kontekście wspomniałeś o niemieckim Eulerze i nadal wydaje mi się że piszesz o znanym szwajcarskim matematyku i fizyku a nie o Emilu Eulerze narodowości niemieckiej. Mniej znanym.
Poranny przegląd szaleńców.
kabotyna :
Nadal bijesz żonę.
kabotyna :
Owszem, urodzony był w Szwajcarii. Ale wciaż jestem ciekaw, jaką według Ciebie miał “narodowość”. Jak to już z siebie wykrztusisz, będzie Ci łatwiej wyjaśnić, gdzie konkretnie robisz błąd.
kabotyna :
O, to to – klasyczny Proces/HLB. Oni też jakoś podobnie nawijali najpierw w tych swoich emo-blogonotkach (że taki fajny, ale tak okropnie wkurza tym, że…), a w ostatniej fazie własnie na BdB jechali z takimi żenującymi komciami, że bardzo lubią mnie czytać i żebym to potraktował jako rękę wyciągniętą na zgodę, srutututu.
amatil :
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że mowa o średniej klasie średniej a nie o Nauczycielach Na Całej Planecie ZIemia Tak W Ogóle?
amatil :
Sprawdzić, czy nie historyk, bo ten sobie z kolei może dorabiać czymś innym, a znowuż wuefista śmimś śminnym.
wo :
No nie wiem, ze mnie się nikt nie chichra, kiedy mówię, że Masłowskiej nie czytam, bo mam do czytania coś innego. Względnie chichrają się za plecami, ot taka MMC-kindersztuba.
Chyba jednak postmarksista, bo stosowany przez ciebie podział klasowy z marksizmem nie ma nic wspólnego poza nazwą.
A kopiując siły wytwórcze (niech będzie, że komputery i obrabiarki) nie masz konieczności kopiowania 100% bazy, a już całkiem niekoniecznie nadbudowy. A mam wrażenie, że kryteria identyfikowania przynależności klasowej należą do tej ostatniej.
Nie wiem, gdzie nie ma przyrostu wiedzy. Nawet jeśli nie ma przyrostu rzetelnej wiedzy, to pewnie jest jakiś przyrost czarów marów uważanych za wiedzę, jak w psychologii czy innym zarządzaniu.
Ponadto nie ma to tamto, każdy człek wyrwany z dotychczasowego środowiska zawodowego pewnie utraci jakąś może niekoniecznie wiedzę w ścisłym rozumieniu, ale umiejętności (i “tacit knowledge”). Na przykład pracownik wydziału mniemanologii stosowanej wysłany na piętnastoletnie badania terenowe będzie miał pewnie gorsze kwalifikacje na dziekana tego wydziału. I odwrotnie, piętnaście lat za biurkiem może osłabić kwalifikacje do badań terenowych (choćby ze względu na rozrost Mięśnia Obwisłego Brzucha i Mięśnia Szerokiego Dupy).
Nadal nie rozumiem, czemu ma to mieć jakiś związek z przynależnością klasową.
A najbardziej nie rozumiem, dlaczego emerytura ma automatycznie oznaczać deklasację (poza przypadkami głodowej emerytury i wyjadania ze śmietników).
wo :
Wuefista może dorabiać rozbojami albo kradzieżami samochodów.
wo :
I naprawdę ci nie przychodzi do głowy, że mogą pisać szczerze? Wtedy nie ma w tym nic żenującego.
wo :
Gdy piszesz o ruchach klasowych na przełomie PRL/IIIRP to Bóg dzieli przez zero.
wo :
A po wała im nowe? Będą jeszcze gdzieś CV składać myślisz? *dziesiąt lat doświadczenia w zawodzie to jest kapitał kulturowy, którego nie przebijesz nawet grepują gzipy przez tunelowany telnet. No chyba, że ktoś ma doświadczenie w czymś co się zupełnie wywróciło do góry kołami, jak np. prawo pracy.
Poza tym to wszystko jest przecież względne, względem środowiska w którym się obracasz. “Nienadanżanie” opuszcza cię w hierarchii iff alienuje cię od twojej klasy. No to może stryj się wyalienował od 40-sto letnich, nerdoidalnych MMC, ale oni nie mają monopolu na MMC (zresztą ja się przy tym MMC tak ściśle nie upieram — cała moja rodzina to jest coś na przełomie LMC/MMC). Inaczej musiałbyś też z MMC wykopać emerytowanych adwokatów, którzy gremialnie spotykają się na imprezach typu festiwal Waldorffa, bo przecież kultywują kulturę której już nie ma w Google.
wo :
Niepojęte jest dla mnie w jaki sposób emerytura deklasuje, a już kompletnie niepojęte dlaczego wcześniejsza deklasuje “zwłaszcza”. (pomijając to, że jest niefajna z innych przyczyn).
wo :
Aczkolwiek MMC to dziwny przypadek w którym występuje naturalna grawitacja wymuszająca efekt czerwonej królowej. Zwłaszcza po 60-siątce.
wo :
To znaczy co? Życie się kończy — fotel bujany, kot i TV Polonia?
wo :
Twoje konfabulacje prowadzą Cię do piętrowych absurdów. Po pierwsze teraz już pewnie umie obsłużyć, bo sobie w końcu komputer kupił (tylko nie MMC gepruft). Po drugie komputeryzacja jeszcze 15 lat temu to była zabawka dla mentatów, tudzież morloków, a stryj miał w międzyczasie lepsze sposoby na pucowanie swojego KKWSB i nie były to rozymyślania o Hanuszkiewiczu w Skodzie. Po trzecie przed Internetem wynaleziono już sposoby na to, żeby MMC nie musiała się zniżać do okrutnie hańbiącego stania w kolejkach na poczcie. Po czwarte Masłoską, co wiesz świetnie, wystrugali Dunin z Pilchem, a potem polakierowali Michnik z Baczyńskim, czyli ludzie komunikujący wyłącznie via papier. Żeby znać Masłoską wystarczy czytać “Politykę”, a to należy do etosu MMC nawet bardziej niż iPhone. Jarzyna jak wyżej.
A w ogóle to gdyby należał do MMC to by kupił Maka, a skoro nie kupił to musi nie należeć, bo mu nie starcza KKWSB, żeby kupić. Bo to jest skrót od Mandatory Mac Class.
inz.mruwnica :
A do etosu UMC należy to, że jedzie BMW, a zza przyciemnionych szub dochodzi charakterystyczne UMS-UMC-UMC!
wo :
Każdy może sobie czymś dorabiać, ale umiejętności anglisty są wyceniane wyżej od umiejętności nauczyciela historii. Reguła ta jest, rzecz jasna, czysto statystyczna, więc proszę bez kontrprzykładów w postaci znajomego historyka, który na boku dorabia jako właściciel sklepu z rowerami.
Poza tym, czy gość, który uczy w szkole, ale większość kasy ma z tłumaczeń, to nauczyciel, czy tłumacz?
Quasi :
Aha, juz sobie poczytalam dyskusje – nie, nadal nie czuje sie infantylna.
Quasi :
Ale imo to sie samo robi. A ze mnie sie nie robi… no coz. Nie zamierzam nad tym ubolewac.
wo :
Napisałeś “niemiecki myśliciel Euler”. Na jakiej podstawie? Bo posługiwał się za młodu dialektem Schwiizertüütsch? W końcu to też niemiecki język. A może dlatego, że spędził sporo czasu w Berlinie? Chyba nie… bo więcej czasu w Petersburgu, to chyba napisałbyś “rosyjski myśliciel”.
Człowieka który urodził się w Szwajcarii, rodzice byli rdzennym szwajcarami, ojciec nauczycielem matematyki i szyszką w środowisku kalwińskim zaś memosfera szwajcarska traktuje go jak swojego i jest dumna z dokonań swojego rodaka Eulera, będę nazywał szwajcarem. Wiem że to mało oryginalne, bo tak podaje każda chyba jego notka biograficzna, ale nie będę za wszelką cenę nonkonformistycznym egzotem by próbować przypisać mu niemieckość.
PS. W ogóle to dlaczego “niemiecki myśliciel”, a nie “pruski myśliciel”?
Quasi :
Ja mam. Nadszarpnął etos naukowca. Boli mnie to.
W ogóle to jestem bliski powołania podszkoły dekonstruktywizmu, którą nazwę “storytellizm”. To znaczy te pojęcia
są, które mogą posłużyć do zbudowania fabularnej anegdoty. Tu na przykład mam taką historię: spotykając się w gronie międzynarodowym na niezobowiązującym czit-czat, kiedy temat wszedłby na odkrycia planetarne na mnie jako na Polaku leżałby towarzyski obowiązek, żeby wiedzieć coś więcej o OGLE. Rzucić jakiś interesujący fakt lub dowcip (np. ten rysunek Raczkowskiego — “każdy odkrywa jedną planetę i przechodzi na koniec kolejki” nie mogę znaleźć). Znowu gdybym nie wiedział, że “moi” mają jakieś zasługi w odkrywaniu planet (EDIT: jednocześnie wiedząc, że takie odkrywanie zachodzi na świecie) to bym wyszedł na towarzyskiego dziwoląga.EDIT2: @Euler
Kolejne ćwiczenia w bulletproof trollingu?
kabotyna :
Von der Maas bis an die Memel,
Von der Etsch bis an den Belt –
Deutschland, Deutschland über alles,
Über alles in der Welt.
;-)
Jak major Isajew.
inz.mruwnica :
“Boli mnie to” niekoniecznie oznacza wstyd. Równie dobrze niesmak, oburzenie itd.
kabotyna :
To nie jest odpowiedź na pytanie o “narodowość” i to, że jej unikasz pokazuje, że już widzisz, jakiego babola z kolei sam strzeliłeś.
Gammon No.82 :
Lepiej bym tego nie ujął. A jak to BMW jest poddanym agrotuningowi egzemplarzem rocznik 1983, to już w formalinę i do Sevres.
Gammon No.82 :
Fajn baj mi.
Gammon No.82 :
W dziennikarstwie oczywiście. To tak trywialny przykład, że myślałem, że sam go podasz.
Gammon No.82 :
Ale ja właśnie podejrzewam, że to może być szczere – i to właśnie wydaje mi się żenujące na maksa (nie wyobrażam siebie w odwrotnej sytuacji – że powiedzmy Bart mnie tutaj zabanuje, i ja potem najpierw będę szlochać na swoim blogu, a potem będę się mu podlizywał, że jest taki strasznie fajny i ja tak strasznie go lubię i może by potraktował to jako rękę wyciągniętą na zgodę).
inz.mruwnica :
Jak mawiają w jednej fajnej grze na Amigę i Ajfona, “Let me just tell you it’s really easy if you don’t exist”.
inz.mruwnica :
Ja nie mówię, że im są potrzebne, ja tylko wyjaśniam, w jaki sposób stracili KKWSB.
inz.mruwnica :
W taki, że tracisz KKWSB, bo jego stare elementy tracą wartość, a nowych nie zdobywasz, bo “po wała ci nowe”.
inz.mruwnica :
Ja w każdym razie wiem, że będę się aktywności zawodowej trzymał kłami i pazurami, bo zbyt dużo widziałem takich więdnących w oczach wczesnych emerytów.
inz.mruwnica :
Ty w ogóle byłeś na świecie 15 lat temu? Na Maku to jest okres jednego z najładniejszych laptociągów, jaki kiedykolwiek wyprodukowała ta firma (rodzina Powerbook 5xx).
wo :
No no, odgrażałeś się, że pikawa Ci strzeli koło sześćdziesiątki, więc nie będziesz miał nawet szansy spróbować.
urbane.abuse :
To przecież w sumie to samo, co trzymanie się aktywności zawodowej kłami i pazurami – jakąś redakcję opuszczę nogami do przodu, a moją ostatnią myślą będzie “ciekawe, czy buce dadzą to na jedynkę, czy czeka mnie pieprzona kultura w skrócie”.
wo :
Jest. Jest pełną odpowiedzią na pytanie o narodowość Eulera. Napiszę raz jeszcze, jeśli nie zrozumiałeś: Był on szwajcarem. Pisanie o nim jako “niemieckim myślicielu” jest błędem, który popełniony przez jakiegoś buca z Psy24 byłby obiektem lolania na całą notkę.
Obojętnie jaką definicję “narodowości” przyjmować tak to jest. Pisząc w języku polskim wypada myśleć o tym pojęciu nieco inaczej niż choćby frankofoni, ale w tym wypadku nie ma jak zniemczyć gościa w zgodzie z którymkolwiek rozumieniem pojęcia “narodowości”. Zaś Ty zamiast najzwyczajniej napisać “jebnąłem się, sorki, poprawię” albo napisać dlaczego inaczej niż cały świat robisz z niego “niemieckiego myśliciela”, jedziesz wyzwiskami i swoim tradycyjnym zestawem komcio-zasłon dymnych.
wo :
To są tylko twoje projekcje i kolejne kłamstwa. Napisałem, że fajnie piszesz i nieźle się to czyta mimo łanabi erudycji, którą robisz z siebie niepotrzebnie durnia w tematach Ci nieznanych. Nigdzie nie pisałem o jakiejkolwiek “ręce na zgodę”. To że masz pióro lekkie i otrzaskanie w juznecie, nie zmienia mojego przeświadczenia, że nie ma nic fajnego w godzeniu się z kimś o takim stopniu kompleksów związanych ze swoim niedawnym awansem klasowym. Nie wyciągałem i nie wyciągam niczego, zwłaszcza ręki, na zgodę.