Operacja „Rzepa w chuście”
Pamiętacie „Operację Chusta”, odcinkowe futurystyczne science fiction przedstawiające wyobrażenia Tomka Terlikowskiego, jak będzie wyglądał niebawem świat, jeśli ktoś nie powstrzyma oszalałych aborcyjnych pederastów przed sianiem laicyzacji na terenie totalitarnej Unii Europejskiej? Na pewno pamiętacie! Przywołuję tutaj tę epopeję o dzielnym księdzu spieprzającym z Warszawy do Afryki z chustą „nie ludzką ręką uczynioną” pod pachą, bo twierdzę, że nie zna Tomasza Terlikowskiego ten, kto nie zapozna się z jego odcinkową wyprawą na terytoria literatury pięknej. „Operacja Chusta” daje niezwykłą szansę zapuszczenia sępiego spojrzenia źrenic w duszę katolickiego publicysty, przyłapania go w momencie absolutnej szczerości. Oto jak mały Tomek postrzega świat, oto jego wykrzywiona, schizofreniczna rzeczywistość, której musi stawiać czoła co dzień. Z taką wiedzą łatwiej mi powstrzymać się przed wykrzykiwaniem wulgaryzmów podczas czytania „poważnych” artykułów Terlikowskiego drukowanych w prasie codziennej. Ot, choćby przy lekturze „Rewolucji homoseksualnej” opublikowanej w Rzepie. Wystarczy po prostu pamiętać, że najwyraźniej redaktor Terlikowski nie kojarzy już, kiedy pisze kolejną część swojej powieści, a kiedy kleci artykuł do prasy. I już szklanka nie trzaska o ścianę.
Terlikowski zaczyna z grubej rury: jego zdaniem działacze gejowscy nie mają na celu wywalczenia równych praw. Chcą czegoś więcej:
Analiza sposobu działania organizacji gejowskich i ich radykalizujących się postulatów musi prowadzić do wniosku, że celem jest zburzenie cywilizacji zachodniej zbudowanej na normach i wartościach judeochrześcijańskich, a także na pełnej akceptacji i ochronie rodziny.
Bicie w takie dramatyczne dzwony nieodmiennie mnie fascynuje. Wychylam się z okna, nasłuchuję, a między świergot ptaszków i pokrzykiwania pijaczków wkrada się odległy grzmot: to pod ciosami pederastów rozpada się cywilizacja zachodnia. A dokładniej: taka cywilizacja, w jakiej chciałby żyć Terlikowski, nie mająca wiele wspólnego z rzeczywistą współczesną cywilizacją zachodnią, laicką i szanującą mniejszości. To pierwsze z wielu zderzeń świata urojonego z prawdziwym w tekście Terlikowskiego.
Nie wiadomo, w jaki sposób pan redaktor przeprowadził swoją analizę. Jej wynik dziwnym trafem zgadza się z hasłem głoszonym przez Terlikowskiego i — używając języka stosowanego w artykule — jego popleczników: pedały idą po wszystko, chcą rządzić normalnymi, tak nie może być, musimy się przed tym bronić. Walka o ochronę praw mniejszości jest w krzywym zwierciadle prozy Terlikowskiego przedstawiona jako próba przejęcia przez tę mniejszość władzy nad światem. W takiej pokracznej rzeczywistości okrzyk „Żadnych praw dla sodomitów!” nie jest wyrazem prymitywnej homofobii, tylko troski o przyszłość naszego wspólnego europejskiego domu.
Pierwszy krok rewolucji homoseksualnej to walka z językiem:
I wcale nie chodzi tu o zastąpienie mało sympatycznego słowa „pedał” czy bardziej fachowego określenia „pederasta” infantylnym terminem „gej” (angielskie słowo „gay” oznaczało wesołka), ale o wprowadzenie do debaty publicznej, a nawet do języka ludzi Kościoła terminu „orientacja seksualna”.
Fachowe określenie „pederasta” akurat nie jest znaczeniowo równoważne z mało sympatycznym słowem „pedał”. Dużo lepiej pasuje termin „sodomita”, ale oczywiście nie każdy musi się orientować w zawiłościach definicyjnych. Nie można takiej orientacji wymagać zwłaszcza od osoby tęsknącej najwyraźniej za dawnymi dobrymi czasami, w których opóźnionych psychicznie dzielono fachowo — w zależności od stopnia upośledzenia — na debili, imbecyli i idiotów. Proste, jednoznaczne, nierozmydlone przez polityczną poprawność, odarte z szacunku terminy. Panie, komu to przeszkadzało, panie.
Drugi krok rewolucji homoseksualnej to zamknięcie ust niepokornym. Terlikowski zaczyna od postawienia tezy, że dowody naukowe przeczą hasłom pederastów:
Takiego wniosku [o równości orientacji seksualnych] nie da się zaś oprzeć na wynikach nauk empirycznych. Z faktu bowiem, że relacje homoseksualne występują niekiedy w przyrodzie (czego dowodem ma być wielbiona przez gejowskich lobbystów para homoseksualnych pingwinów w niemieckim Bremerhaven) nijak nie wynika, że takie zachowanie jest normalne czy moralnie akceptowalne.
Być może nie jestem na bieżąco z retoryką „lobby homoseksualnego”, ale wydaje mi się, że teksty o dupczących się pingwinach nie stanowią sztandarowego argumentu na rzecz równouprawnienia gejów. Ja jednak nie przeprowadzam „analiz sposobu działania organizacji gejowskich i ich radykalizujących się postulatów”. Ale ma pan rację, jedno nie wynika z drugiego! Pingwiny-geje nie mają wpływu na mój osąd etyczny. Ważny jest za to dla mnie fakt, że pewien niewielki procent ludzi, w zasadzie taki sam dla każdej społeczności czy kultury, rodzi się homoseksualistami. Według mojej wiedzy i wbrew nachalnej religianckiej propagandzie, ludzie ci nie wybierają swojej orientacji, nie szkodzą w żaden sposób społeczeństwu, uprawiają ze sobą seks za obopólną zgodą dorosłych partnerów, nie łamią prawa (chyba że jesteśmy w Iranie). Nie rozumiem więc, dlaczego mam ich uważać za osobników nienormalnych czy niemoralnych.
Jeśli już rozmawiamy o naukach empirycznych, badania psychologiczne dowodzą, że homoseksualiści nie różnią się zbytnio od heteroseksualistów. Owszem, częściej nadużywają alkoholu, chorują na depresję czy popełniają samobójstwa. Tak się składa, że są to typowe reakcje na wykluczenie z życia społecznego. Jedyne różnice między nimi a nami wynikają więc ze stygmatyzującej ich homofobii. Ponieważ te patologie nie są efektem homoseksualizmu, ale reakcji społeczeństwa na homoseksualizm, nie ma powodu, żeby traktować gejów jako ludzi chorych. Ale pan redaktor wie lepiej:
Wymuszone na Amerykańskim Towarzystwie Psychiatrycznym czy Światowej Organizacji Zdrowia decyzje o wykreśleniu homoseksualizmu z listy chorób traktowane są jak objawienie, którego nikomu nie wolno podważać.
Ech… Problem z wami, drodzy fundamentaliści, wynika z faktu, że naginacie rzeczywistość, aż ta jęczy niczym diakon od buttseksu. Miałem z tym gięciem ostatnio dużo uciechy, czytając wasze teksty o rocznicy „sprawy Agaty”. Za pytanie o jej obecność na pikiecie pod redakcją „Gazety Wyborczej” dostałem dożywotniego bana na portalu „Fronda”. Wy zaś, komentując jej zachowanie, ze smutnym niedowierzaniem w głosie stwierdzaliście, że na najnowszych zdjęciach w swoim fotoblogu „zaczyna się nawet uśmiechać”, a spotkana ostatnio przez księdza Podstawkę (głównego animatora Pierwszego Katolickiego Biegu Przełajowego Po Szpitalach Lublin-Warszawa-Gdańsk 2008) „sprawiała wrażenie, jakby się nic się nie stało. I trudno jej się dziwić, po tym, co przeszła”. Jakby się wam w głowach nie mogło pomieścić, że ona może normalnie funkcjonować, że nie żyje w permanentnej traumie. Tak samo najwyraźniej lepiej wiecie, co czuje Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne, niż samo Towarzystwo (które zaprzecza istnieniu jakichkolwiek nacisków), a choć WHO usunęła homoseksualizm z listy chorób, bo nie mieścił się w definicji choroby, to przecież wam doskonale wiadomo, czyje naciski stały za tą decyzją.
Psycholog, socjolog czy choćby polityk, który odważy się zasugerować, że homoseksualizm jest odstępstwem od normy, zostanie skazany na wieczną infamię, a próba zorganizowania z nim spotkania (o czym przekonali się w Polsce studenci z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, którzy chcieli się spotkać z doktorem Paulem Cameronem) kończy się nieodmiennie histerią i wzywaniem do zaangażowania policji czy prokuratury do walki z nienawiścią.
Pan pozwoli, panie Tomku, że zwrócę się do pana bezpośrednio i powiem tak: po pierwsze, w Polsce psycholog, socjolog czy choćby polityk twierdzący, że homoseksualizm jest odstępstwem od normy, nie spotyka się z żadnym ostracyzmem — choć taki ostracyzm mu się należy. Niektórzy tacy politycy zostają ministrami. Po drugie, doktor Cameron, o czym obaj wiemy, nie jest naukowcem, tylko wściekłym chrześcijańskim homofobem, który dawniej chciał gejów eksterminować, a dziś zmądrzał i chce ich już tylko izolować od społeczeństwa. Takie poglądy wykraczają chyba poza „sugerowanie, że homoseksualizm jest odstępstwem od normy”, zgoda?
Dalej Terlikowski opowiada o Europie: wspomina o grantach naukowych przyznawanych wyłącznie na badania stawiające homoseksualizm w pozytywnym świetle (w jego świecie najwyraźniej wyniki badań da się przewidzieć przed ich przeprowadzeniem), wspomina francuskiego deputowanego skazanego na grzywnę za homofobiczne wystąpienie (rozbrajająco myląc przy tym jego narodowość i kwotę grzywny), żali się, że holenderski rząd już nie dotuje chrześcijańskich ośrodków „leczących” z homoseksualizmu — a na końcu wkracza w paszczę szaleństwa, opowiadając dyrdymały o „oddziałach reedukacji z homofobii”, na które trafia się ponoć za badania próbujące ustalić, czy można oduczyć człowieka zachowań homoseksualnych.
I to jest kolejna sprawa, która mnie u religijnych homofobów zadziwia. Panie Tomaszu, czy naprawdę tak trudno panu podstawić katolików zamiast homoseksualistów? Niech pan zamknie oczy i wyobrazi sobie świat, w którym amerykański dochtur-wariatuńcio jeździ po świecie i wspomagając się PowerPointową prezentacją opowiada studentom, że w wyniku pseudonaukowych analiz wyszło mu, że chrześcijanie częściej się upijają i gwałcą swoje koty. Niech pan wyobrazi sobie ośrodki leczące z katolicyzmu. Niech pan wyobrazi sobie świat, w którym katolicy są obywatelami drugiej kategorii. Oh wait. Pan już sobie to wyobraził i napisał „Operację Chusta”. Soraski.
Było już o wkroczeniu w paszczę szaleństwa? To zróbmy krok głębiej: geje chcą wymusić akceptację. Co tam akceptację:
Oni chcą wymusić nie tylko milczenie, ale i pełną akceptację czy nawet zachwyt dla swojego stylu życia.
Pierwsza wymieniona przez Terlikowskiego ofiara wymuszania zachwytu to pewien hiszpański sędzia:
Hiszpański sędzia Fernando Ferrin Calamita za to, że odwlekał przyznanie parze homoseksualnej dziecka — czyli za „jawną homofobię”, jak orzekł sąd w Murcii — stracił prawo wykonywania zawodu na dwa lata. Nakazano mu też wypłacenie owej parze 6 tysięcy euro zadośćuczynienia.
O rany. To się dopiero dzieje w tej lewackiej Hiszpanii, generała Franco im chyba trzeba, żeby wlał narodowi trochę pasów na gołą pupę… Ale zaraz, zweryfikujmy tę ckliwą historię. Ów sędzia nie odwlekał przyznania parze lesbijek dziecka, tylko próbował odebrać jednej z nich prawa rodzicielskie, kazał odesłać jej dzieci do ojca, dopóki matka nie przestanie żyć w związku z kobietą, określił dzieci wychowywane przez lesbijki jako „ludzkie świnki morskie”, a na koniec cisnął bon mocikiem:
Jest zrozumiałe, że uzależnienie [rodzica] od narkotyków, pedofilia, przynależność do sekty satanistycznej lub pozamałżeński romans heteroseksualny mają zły wpływ na dziecko i są powodem przekazania praw rodzicielskich [eks-małżonkowi]. To samo dotyczy homoseksualizmu. (…) Homoseksualna atmosfera wyrządza krzywdę nieletnim i poważnie zwiększa ryzyko, że i oni pójdą tą drogą”.
No faktycznie, panie Tomku, niezłe odwlekanie. A toście sobie męczennika znaleźli.
Następne akapity to standardowe opowieści o brytyjskiej opiece społecznej przekazującej dzieci pod opiekę homoseksualnym parom, wbrew woli ich rodziców, którzy woleliby heteroseksualnych chrześcijan zamiast straszliwych rozwiązłych pederastów. O podobnym przypadku już kiedyś pisałem, dalej twierdzę, że problemem jest raczej homofobia rodziców biologicznych niż homoseksualizm rodziców zastępczych.
Przeciwko homoseksualnej ofensywie staje samotnie Kościół. Dlatego geje profanują świętość. Kolejny kroczek w paszczę.
Coraz częściej zdarzają się także prowokacyjne ataki na miejsca święte czy ważne dla chrześcijan symbole. Grupy działaczy homoseksualnych celowo profanują msze święte, przerywają kazania biskupów czy inspirują władze państwowe do potępiania Kościoła katolickiego.
Czy słyszycie ten jęk? To rzeczywistość, naginana do tezy. Ale poczekajcie, Terlikowski pisze o pierwszych ofiarach w szeregach kościoła. Jeżeli chodzi o przemoc, wciąż niestety facetowi łatwiej dostać w mordę za trzymanie na ulicy ręki swojego chłopaka niż za krzyżyk na szyi. Geje za to przodują w piętnowaniu myślozbrodni:
A czasem nawet wymuszają administracyjne zakazy głoszenia Ewangelii. Jak potrafią być skuteczni, przekonał się szwedzki pastor Ake Green, zielonoświątkowiec, którego skazano (wyrok ostatecznie uchylił Sąd Najwyższy) za przypominanie, co o aktach seksualnych między mężczyznami mówi Stary Testament.
Blog de Bart supports Unicode characters, więc napiszę imię pastora poprawnie: Åke. Sięgnijmy do Wikipedii:
20 lipca 2003 Åke Green wygłosił publicznie w mieście Borgholm na Olandii kazanie, w którym przedstawił interpretację tekstu z Biblii dotyczącą homoseksualizmu. Opatrzył ją komentarzem, w którym stwierdził, że akceptacja homoseksualizmu otwiera drogę do dewiacji takich jak pedofilia i zoofilia. Jego zdaniem „Biblia jednoznacznie opisuje wszelkie zboczenia seksualne. Jest to rak na ciele społeczeństwa.” Pastor ostrzegł, że uznanie perwersji za normę może zesłać na Szwecję gniew Boga i klęski żywiołowe na podobieństwo biblijnej Sodomy. Osoby o orientacji homoseksualnej nazwał „zboczeńcami” twierdząc, że nie mogą być jednocześnie chrześcijanami. Stwierdził też, że homoseksualność jest kwestią wolnego wyboru człowieka i nie jest uwarunkowana genetycznie. Zadeklarował także, że „każdy może być wyswobodzony i uwolniony”.
Konkretny chrześcijański przekaz miłości bliźniego, pod którym, jak mi się zdaje, redaktor Terlikowski mógłby się spokojnie podpisać.
W pierwszej chwili artykuł Terlikowskiego wywołał we mnie bezradną agresję. Normalnie najchętniej wysadziłbym się w powietrze w redakcji Rzepy. Po chwili złości naszła mnie jednak refleksja (którą podzieliłem się ze społecznością BdB, a ta mnie za nią zjadła): strasznie jest żyć w takim urojeniu. Tekst ten pokazuje świat widziany przez człowieka stojącego na głowie, z krwią zalewającą mózg. Wszystko jest na odwrót: mniejszość domagająca się szacunku to agresorzy. Religijnie motywowani betonowi nienawistnicy to ostatni obrońcy cywilizacji. W tym świecie do góry nogami wiara jest notorycznie atakowana, kościoły profanowane, za to najwyraźniej nie bije się gejów. Terlikowski kończy dramatycznie:
Czy rzeczywiście chcemy takiego świata?
Ekhm, a może pan redaktor by się obrócił nogami w dół?
@ Gammon No.82:
a może i Hitler… właściwie zgadzałoby się
otaki :
http://fronda.pl/news/czytaj/portal_poswiecony_zostal_poswiecony
@ bart:
chyba brak mi do nich cierpliwości, myślą zbyt samodzielnie
w zupełności wystarczy mi masochistyczna rozrywka na panoptikum24
bart :
A nie jest to wtedy agnostycyzm i/lub apateizm? Bo ateizmem można w sumie nazwać wiarę, jak wykluczy się spoza ateizmy apateizm i agnostycyzm. I moim zdaniem wtedy ateizm ma blisko do religii, bo dowiedzenie nieistnienia kogoś, kto nie ma dających się stwierdzić aparaturą cech pomiarowych jest bezsensowne, tak samo jak wiara w istnienie tego czegoś lub kogoś. Oczywiście z powodów taktycznych czasem może i warto używać tylko jednego słowa na “a” do wszystkich tych postaw, żeby nie robić za dużej rozkminy.
bart :
Mem, choć w postaci odwrotnej (“kto kryptogej, ten afiszuje się z homofobią”), rzeczywiście funkcjonuje, i istotnie stoi na mechanizmie wyparcia. Mnie się przypomniała para ojciec (Frank) – syn (Ricky) z American Beauty (szczegóły akcji choćby w tym streszczeniu).
Czym innym jest, oczywiście, używanie argumentu z “istnienia tego typu wyparcia” do tłumaczenia mechanizmu homofobii wewogle.
bart :
IMHO dlaczego zaraz to uwalać. Z tym co komu w duszy gra to ja bym akurat specjalnie nie wyskakiwał. Samoświadomość do do własnego ‘grania’ jest wielce dyskusyjna. Ba nawet znaczna cześć naszych uświadomionych przekonań wcale nie jest spójna. Nie wiem czy podczas rzeczowej dyskusji taki argument ośmiesza? Homofob przeprowadzi autodiagnostykę? Jeśli nawet tyczy się to jednak 5% przypadków to i tak uważam sam fakt za więcej niż interesujący.
Materiał poglądowy co do uświadomienia pewnych przekonań. (darując sobie, kwestie związane z aspektami metodologicznymi):
https://implicit.harvard.edu/implicit/
Wyniki testów bywają zaskakujące.
PS
Na polskiej stronie projektu jest cytat z Dostojewskiego ilustrujący z grubsza o co w tym chodzi.
https://implicit.harvard.edu/implicit/poland/posttestinfo.html
jaś skoczowski :
Hmm…
nameste :
No ba, pastor Ted Haggard!
jaś skoczowski :
Widzę, że kolega lubi otwierać puszki z Pandorą.
Ciotka Wiki
Tego kurde u Dawkinsa nie lubię (EDIT: to znaczy, tak mi się zdaje, że nie lubię, nie znam zbyt Dawkinsa). Tj. jeszcze podział na silnych i słabych ateistów łykam całkiem gładko, jeśli słabi ateiści to po prostu apateiści/agnostycy. Ale jeśli ktoś to ujmuje w taki sposób, że siła ateizmu zlaezy do tego, jak bardzo uważamy, że Bóg jest nierpawdopodbny, to ja uważam, że mówienie o prawdopodobieństwie Boga to bełkot, taki sam, jak każde inne twierdzenie o Bogu – ze względu na przedmiot. Oczywiście, jeśli mowa o jakimś panwszechbozi, co wszędzie i nigdzie jest i nie wiadomo, czy akurat nie majstruje kamienia, którego sam nie podniesie, bo przecież jest wszechmogący. Thor rozumiany jako koleś z młotkiem i super mocami nie jest nonsensem naukowym – bo można poszukiwać go, może przebywać albo tu, albo tam o jakiejś porze. Tak samo nawet różowy junikorn. Ale nie Bóg, bo On może wszystko, więc jak dla mnie jest kompletnym nonsensensem (dyskusję o logice sprzecznej jako przydatnej do uprawiania teologii, jak widać, pomijam, zgrabnie).
mdh :
Jako ciekawostka, na pewno. Jako argument w dyskusji o homofobii, e tam.
jaś skoczowski :
Ale to chyba nie Dawkins wprowadził ten podział?
bart :
Być może homofobia ma 100 różnych przyczyn, z których każda odnosi się do 1% populacji homofobów. Ergo przyczyny homofobii są nieistotną ciekawostką?
Ja odnoszę wrażenie (ale opieram je tylko na tym, co obserwuję w polskim środowisku a-ludków), że od czasu “Boga urojonego” argumenty z prawdopodobieństwem – abstrahuję tutaj od Dawkinsowego kryterium rozróżnienia pomiędzy słaby a silnym ateizmem – zrobiły dużą karierę. Co mnie trochę dziwi, bo z reguły są bardzo słabe.
Nie mam pod ręką swojego egzemplarza “Boga urojonego”, więc nie jestem w sprawdzić, co dokładnie RD pisał o prawdopodobieństwie, ale ZTCP zakrawało to na bzdurę, jeśli trzymać się matematycznych definicji prawdopodobieństwa.
bart :
Nenenene, On tylko sobie zebrał u mnie minusy za jakiś – takiś dziwny naiwny realizm (jest taki jego artykuł, w którym jedzie równo od Poppera, przez Kuhna po Lakatosa i Feyerabenda) i o fragment “Boga Urojonego” chyba, który kiedyś był na Centrum Infroamcji Anarchistycznej, w którym On pisał właśnie, że Bóg jest nieprawdopodobny, a dla mnie pisanie o nieprawdopodobieństwie Boga to kompletny bełkot. Nieprawdopodobny może być Zeus, bo mamy pewien model świata, w którym Zeus mógłby się zmieścić, ale raczej się nie mieści – nie widujemy często brodatego kolesia, o atletycznej budowie, który popierdala nago i sypie piorunami, jak się wkurwi – wniosek, jest mało prawdopodobne, że w ogóle jest. Ale Bozia np. chrześcijan to już zupełnie inna bajka, bo nie wiadomo, co byłoby w ogóle objawem jego obecności. Ewentualnie objawów jego obecności można doszukiwać się w tym, co bez trudu można uznać za objaw braku jego obecności (as in codziennie widzę cud stworzenia patrząc na wschód słońca…). Bozia więc, tego typu, nie jest ani prawdopodobny ani nieprawdopodobny. Jest ciężką, mistyczną kupą, czymś podobnym do tego, co widzi się po fajnych dragach i nie da się tego sensownie opisać.
@ mdh:
“Twoje wyniki sugerują słabe zautomatyzowane skojarzenia między mężczyznami a naukami ścisłymi oraz kobietami i naukami humanistycznymi”
mrw :
Bart, coś ci się przyczepiło do bloga. A fuuj!
anuszka :
Załatwcie to między sobą, wy szalone dzieciaki!
Gammon No.82 :
Ale nie zatrzymujmy się na setce, ja od razu dam tysiąc!
bart :
DWA!
Gammon No.82 :
Otototo. Obawiam się, że za dużo patrzymy na potwory i dlatego zaczynamy walczyć z otchłanią.
Ludzka seksualność jest megapopierdoloną sferą, homoseksualizm jest niewąsko pogibanym podzbiorem tej sfery już sam z siebie; a do tego dochodzi cała otoczka kulturowa, polityczna, opresja, supresja, subwersja, backslash, paradigm-shift i ogólnie znak zapytania.
Terlikowscy tego świata mają taki target swoich memów, który łyka ich teksty tym łatwiej im bardziej są obłe: świat jest prosty, jest normalność i walka nienormalnych o władzę. Proste i za dużo zastanawiać się nie trzeba. Widzę, że to indukuje lustrzaną pokusę, aby prosto wyjaśnić homofobię. Jest interpretacja via kryptogejostwo, Anuszkowa samonobilitacja przez podpięcie do zachodnich problemów, mizoginia, czy moja skromna uwaga o marnym życiu seksualnym (chyba pod poprzednią notką). I nie chodzi o to, że one są jakoś ewidentnie fałszywe, tylko, że trzeba przed nimi stawiać mikroskopijne kwantyfikatory. Ale niech Was to nie martwi. Homofobowie może mają wielkie kwantyfikatory na swoje tezy, ale bez wspomagania wiarą nie potrafią ich podnieść do pionu.
bart :
O ich własnej homofobii z przypadkami skrajnymi homofobii (bo te są najbardziej widoczne i frapujące)? Czy o homofobii w ogóle bez emo wiszącego w powietrzu? W pierwszym przypadku to śmiem wątpić w sensowność użycia jakiegokolwiek argumentu. Adwersarz zazwyczaj jest porządnie zaimpregnowany na jakiekolwiek argumenty.
W przypadku ogólnej dyskusji czemu nie. Można dyskutować o metodologii badań etc, jednak IMHO lepiej wiedzieć więcej o nawet wąskim wycinku zagadnienia niż całkowicie olać sprawę. Inna sprawa, że nie wydaje mi się to zagadnienia całkowicie pomijalną błahostką. O ile oczywiście nie przyjmujemy, że każdy homofob to kryptogej
bart :
To jest kwestia, którą mogę podnieść do ontopiku: otóż jestem bliski wyrobienia sobie fobii na kobiety fizyków; spotkałem w sieci trzy i każda miała jakiś rodzaj autystycznego zretardowienia socjalnego (np. próbuje być zabawna i nie umie). Oczywiście *wiem*, że nie wszystkie fizy-femi są takie, ale co jeśli nasz frondowy homofob spotkał trzech strasznych mu dupę napastujących pederastów i teraz ma uraz? Znałem kiedyś prawdziwą antysemitkę (z bagażem ogólnego popierdolenia), u której niechęć do Żydów/żydów wzięła się z tego, że ją jakiś Marcin Apfelbaum uwiódł i porzucił. Serio.
mdh :
Adwersarz może i tak, ale grono lurkerów już niekoniecznie :)
@ bart:
Ciiiii, bo zdradzisz największą tajemnicę blogosfery :-)
inz.mruwnica :
Myślałem, że wiedza o tym, że wygrywa ten co ma widownię to jest na poziomie podstawówki?
mrw :
Ale ja nie o tym.
inz.mruwnica :
A to przepraszam.
mrw :
Reeety! Bez fobii mówisz takiej “spierdalaj”, a co będzie z fobią?
OT, nie wiem czy ktos tu kiedys to zapodawal, wesola rzecz :
http://www.conservapedia.com/Main_Page
;]
Gammon No.82 :
Przecież nie mówię jej z powodu fobii, tylko dlatego, że ją wcześniej spotkałem.
mrw :
Przecież nijak nie mówię, że mówisz z powodu fobii. Tylko lamentuję, co będzie, jak do tego dołączy się fobia.
Gammon No.82 :
Będzie żenująco :>
Kto usilowal wyslac piec komentarzy, Moon czy Quasi?
I dlaczego my comment is awaiting moderation? Ja nic nie zrobilam.
Slotna :
Spamołap schizofrenik pomylił cię z Mooniowatą? Brrrrr!
Gammon No.82 :
Przecież fizy-femifobia nie będzie polegać na tym, że powiem Anuszce coś innego podczas jej kolejnego napadu zretardzenia, tylko że będę mówił “spierdalaj” każdej napotkanej fizy-femi zanim się zdąży odezwać.
Oj bo widzę, że zaszła drobna miss Under Standing. MRW pisze “fobia”, a myśli “uprzedzenie”.
@conservapedia
http://www.conservapedia.com/Barack_Hussein_Obama#Obama_is_likely_the_first_Muslim_President
:)))
Gdzieś jest chyba jakaś UPR-wiki, ale nie dorównuje rozmachem tej:)
inz.mruwnica :
Piszę “fobia” as in “homofobia”, nie as in “aranchofobia”
mrw :
ponoć przypadek mojej byłej teściowej :|
Veln :
w pyte, juz szukam :]
mrw :
Oh, I see…
Gammon No.82 :
Metaforycznie.
jaś skoczowski :
MRW to ładnie wyłożył tutaj
http://mrw.blox.pl/2009/04/Re-Nie-ma-takich-ksiazek-i-co-z-tego.html
RobertP :
Komuniści też tak mówili.
Gammon No.82 :
Powinien, bo jego tyrady przeciwko komiksom (tam się strasznie czepiał m.in. “Kajka i Kokosza”) to żenua jednak.
asmoeth :
Fascynujące.
Blaise :
Czy wy nie za bardzo emocjonalnie to wszystko traktujecie? Mnie ogarnia raczej optymistyczne przekonanie, że “Rzeczpospolita” – której raison d’etre są prenumeraty księgowych – tak jednoznacznie ideologicznym samookreśleniem poważnie utrudnia sobie walkę o portfele księgowych, którą będzie po wakacjach toczyła z Inforem. Terlikowski jest dla “Rzeczpospolitej” tym, czym Michał Karnowski był dla “Dziennika”. W języku angielskim mają na to fajny rzeczownik: liability.
anuszka :
A nie Poradnik Domowy?
mrw :
Tak to jest, jak się nie czyta cudzych blogów.
Tez sie smieje z Zeromskiego :) (jestem na pierwszym akapicie i zaraz usne, wiec pewnie reszte doczytam jutro).
mrw :
Inspirowałem się jedną taką wymianą uprzejmości z pryngierza:
wo :
Mnie strzeliło ze śmiechu, jak się przyczepił do kreski Rosińskiego.
uburex :
E tam. Nudne porno to jest w internetach. To raz. Rynek na szczęście jest dużo większy. to dwa. I ze względu na internety zrozumiał, że musi pakować kasę w fabuły i efekciarstwo. To trzy. Co prowadzi do powstawania takich dzieł, jak Fashionistas, czy Uninhibited, z których ten drugi był na tyle dobry w kategoriach filmowych, że po ostrym edicie wszystkich narządów, został wykupiony przez HBO do normalnej dystrybucji. I nawet dostał R.
@ Lesbijki jako męskie fantazje
Też zależy, co się ogląda. W heteryckim pornie, to i owszem, model się zgadza, hungry for sex nimfomanki królują, ale już w pornie targetowanym stricte pod odbiorcę żeńskiego, numery ze strap-onami i 70 cm dildo nie przechodzą, bo target tego nie łyka. Tak, jak i star systemu z Porn Valley, więc zatrudnia się zwykłe laski. Polecam przeglądnąć katalogi Girfriends Films czy Erocktavision i jeszcze parę specjalistycznych kompanii by się znalazło, ale mi się nie chce grzebać po płytach. Dobry przegląd kina les for les tu: http://www.lezlovevideo.com/. Smutny wniosek na koniec – les pornu dla dziewczyn nie da się na dobrą sprawę oglądać jak się jest facetem, bo praktycznie tyle samo miejsca, co akcja (złożona w 80% z gry wstępnej), zajmuje rozbudowane ględzenie o uczuciach i emocjach, a samo ‘uwodzenie’, to najczęściej co najmniej 1/2 filmu. Nic z klimatu za kłaki i do jaskini, tak popularnego w heteropornie, za to dużo z harlekina z okazjonalnymi cyckami.
@Conservapedia:
Pamiętam falę LOLów z Conservapedii, które szybko zamieniły się w ponure rozważania, który wpis jest na serio, a który jest dziełem dowcipnisiów korzystających z otwartego mechanizmu edycji. Np. w haśle “kaktus” pojawiła się informacja, że katoliccy misjonarze uważali te rośliny za dzieło Szatana, co do dziś jest lepszym wytłumaczeniem niż model ewolucyjny, bo ciężko sobie wyobrazić, żeby coś takiego jak meskalina mogło powstać w wyniku naturalnej selekcji.
Marceli Szpak :
To chyba kolega ma specyficzne zdanie o moich potrzebach albo tylko mi się wydawało, że jestem facetem. Albo nie jestem “na dobrą sprawę”. Już nie wiem, jestem zagubiony.
jaś :
Etatowy biedaczysko ;)
nameste :
:P . Że tak w ramach czternastoletnienia się wyrażę.
jaś :
Żadnego zdania o Twoich potrzebach nie mam, boże broń. Tylko tyle, że vox populi męski w pornie raczej jednak domaga się ograniczenia wszystkich zbędnych elementów, a jak już ktoś wyżej zauważył, w takim układzie jedynym niezbędnym elementem staje się chuj w akcji. Cała reszta to fast forward.
Marceli Szpak :
Pewien znajomy człowiek mawiał przed laty: “w pornosach ujmująca jest ogromna łatwość nawiązywania stosunków międzyludzkich”. Naprawdę nie potraficie interpretować tej twórczości z większą dozą humanizmu? :-D
Gammon No.82 :
Potrafimy. I dlatego nam wychodzi, że Tolkien napisał porna, który kończy wszystkie porny.
Marceli Szpak :
Bzdura wywodząca się z czasów VHS. Internet ułatwia targetowanie, a co za tym idzie nagle okazuje się, że nie ma żadnego vox populi, są miriady najrozmaitszych parafilii, w którym dodatkowym kinkiem jest to, że akcja ma miejsce np. w samochodzie, w biurze, w szpitalu, na łonie natury, w luksusowym hotelu itd; że kobieta jest chuda, gruba, zadbana, zaniedbana, ubrana, rozebrana, wydepilowana, niewydepilowana itd. Na końcu okazuje się oczywiście, że heteronormatywne pożądanie, które zacny katolicki małżonek odczuwa do swojej bezgrzesznie katolickiej małżonki, też jest tylko jeszcze jedną parafilią (konkretnie fetyszem MILF).
Uogólnienie bardziej niż bzdura – niezależnie od ornamentów porn kierowany do facetów jednak opiera się na akcji. Dodatkowe kinki są ważne, fakt, ale pomijając niszę z filmami, w których nie dochodzi do kopulacji, bo cały fun płynie z innych zachowań, w centrum uwagi jest narząd w ruchu i dopiero dokoła tego dokłada się kolejne impulsy.
Marceli Szpak :
Urocza projekcja.
test
jaś skoczowski :
Połączona z błędem teleologicznym. :-)
Quasi :
Hmm… Zostałem odbanowany? A mimo to moje 4 wczorajsze komentarze się jeszcze nie ukazały. W takim razie wkleję je ponownie.
O LESBIJKACH w PORNOGRAFII
uburex :
Ponoć znaczna część zachodnich pornoli – kierowanych oczywiście do heteroseksualnych mężczyzn – zawiera przynajmniej jedną scenę lesbijską. No i te lesbijskie sceny zwykle oparte są o uzycie artefaktowych imitacji penisa.
uburex :
Znaczy, lesbijska scena wcale sama w sobie nie jest podniecająca (choć w journalach są kwity sugerujące, że właśnie lesbijskie sceny są najsilniej podniecające dla heteroseksualnych mężczyzn) tylko podnieca w niej świadomość krańcowej nimfomanii kobiety, której dowodem jest grawitowanie nawet do innej kobiety zaopatrzonej w substytut penisa?
uburex :
Znaczy, fantazjowanie o kobiecej nimfomanii, a nie o seksie miedzy kobietami?
uburex :
Chyba sam nie dam rady. Nie wiem jak pogodzić ze sobą zdania:
“Lesbijki w pornusach są super.”
i
“Lesbijskie, gejowskie czy heteroseksualne porno jest jednakowo nudne i sztuczne.“.
Czyżby coś mogło być jednocześnie “super” oraz “nudne i sztuczne (jak gejowskie i heteroseksualne porno)”?
pozdrawiam
O ATEISTACH
jaś skoczowski :
Każdy słaby ateista jest agnostykiem, ale nie każdy agnostyk jest ateistą (słabym). Są też agnostyczni teiści.
jaś skoczowski :
Zgadzam się. Nawet już to wypominałem Dawkinsowi w swojej recenzji “Boga urojonego”.
asmoeth :
W Wiki jest o tym cały artykuł.
pozdrawiam
inz.mruwnica :
To nie tylko Ty rozważasz. Adams et al. też wspominają:
O KRYPTOGEJACH
Gammon No.82 :
Ale chyba tam nie ma do czego liczyć przedziałów ufności, bo oni nie tyle szacowali konkretne wartości jakichś parametrów populacji, lecz próbowali wykazać istnienie różnic między grupami za pomocą analizy wariancji (ANOVA). No a w tym wypadku adekwatną miarą są wartości F i związane z nimi p-value, które w tej pracy masz policzone. I wszystko jest ok – wariancja między grupami była większa, niż wariancja wewnątrz grup (~szum) w sposób statystycznie istotny.
Gammon No.82 :
Jeśli chodzi o stężenie “kryptogejów” w badanych próbach, tu opisują je w ten sposób:
Przy czym pamiętać trzeba, że autorzy nie szacowali konkretnych wartości tych proporcji dla populacji generalnej – do tego celu zapewne próby były za małe, a metoda wyławiania homofobów zbyt zgrubna i niedoskonała.
Gammon No.82 :
Zdaje się, że nawet Adams et al. wyciągnęli ze swego badania dane, które coś na ten temat mogą sugerować: mierzyli także subiektywne poczucie podniecenia seksualnego oraz subiektywną ocenę erekcji, a następnie liczyli jak one korelują z fizjologią (tj. z odczytami pletysmografu). Oczywiście, żadnej kontroli prawdomówności badanych nie przeprowadzili, więc te wyniki nie mogą być rozstrzygające.
Tak czy inaczej, przyczyną zaistnienia tego flejma jet to, że Bart atakuje straw mana.
1. Adams et al. wyraźnie zaznaczyli, że “kliniczna homofobia” (mierzona przez Index of Homophobia) to nie to samo co ideologiczno-polityczny homonegatywizm – nie każdy homonegatywista jest (klinicznym) homofobem. Oni chcieli wyłapać i zbadać konkretnie homofobów, nie dowolnych homonegatywistów (choć, jak sami się skarżą, IoH to marne narzędzie do wykrywania homofobów, ale póki co, innego nie ma).
Bywalcy Forum Frondy to niewątpliwie homonegatywiści, ale ilu z nich to kliniczne homofoby? A jaki odsetek homofobów to krypto-nieheteroseksualiści? Nie wiemy.
2. Adams et. al. wcale nie twierdzą, że krypto-nieheteroseksualizm ma odpowiadać za całą obserwowaną homofobię, a tym bardziej za cały homonegatywizm. Oni chcieli tylko ustalić, czy wśród homofobów uda się stwierdzić większą niż u nie-homofobów reakcję (pseudo)podnieceniową na homoseksualne bodźce (ewentualnie wskazującą na nadreprezentację krypto-nieheteroseksualistów wśród klinicznych homofobów). No i udało się.
3. Ja, podobnie jak Adams et al., nigdy nie twierdziłem, że wszystkie homofoby – a tym bardziej wszyscy homonegatywiści – to krypto-nieheteroseksualiści. Nigdy też żadnemu homofobowi/homonegatywiście nie wmawiałem kryto-nieheteroseksualizmu. Wręcz przeciwnie – o ustaleniach Adams et al. wyrażałem się wyjątkowo ostrożnie:
pozdrawiam
O UŻYWANIU TERMINU “PEDERASTA”
nameste :
Ale całkowicie pomijasz tu moją alternatywną hipotezę, z której wynika, że oni mogą upierać się prze “pederastach” nie w celu ofensywnym, lecz defensywnym. Po prostu uroili sobie, że właśnie nastąpił atak na neutralną nomenklaturę naukową, atak mający na calu zastąpienie neutralnego terminu “pederasta” afirmatywnym terminem “gej”. No i oni się przed tym (urojonym) atakiem bronią.
Myślę, że oni to (tj. próby zastąpienia terminu “pederasta” terminem “gej”) widzą tak, jak my widzimy próby zastąpienia terminu “zarodek”/”płód” terminem “dziecko nienarodzone”. To, że “głosy gejowskie i neutralne” tylko wzmagają upór prawicowych homofobów może wynikać stąd, że oni te głosy postrzegają właśnie jako ów atak (analogiczny jak np. wpychanie “dziecka nienarodzonego” do podręczników szkolnych przez “głosy kościelne i neutralne”), przed którym tym silniej muszą się bronić, im bardziej staje się on zmasowany.
Dlaczego odrzucasz tę hipotezę?
bart :
A stawiają? Oni jedynie chcą wyparcia z naukowego/oficjalnego języka terminu “gej”, bo go uznają za termin afirmatywny, a nie neutralny (analogicznie jak my postrzegamy termin “dziecko nienarodzone”). Im się podoba zarówno termin “pederasta” jak i “homoseksualista”.
bart :
? Nie rozumiem istoty/dowcipu tej obelgi. Czemu z “kozą”???
bart :
No gdyby założyć coś przeciwnego, to nie można by uwierzyć w neutralne używanie przez nich żadnego określenia nie-heteroseksualistów, określenia “homoseksualista” również.
bart :
Ale mnie nie chodzi o żadne ich “ukryte dobro”, tylko o motywację do tego ich konkretnego uporu. No i moja hipoteza na temat tej motywacji bardziej mi pasuje zarówno do ogólnego wizerunku polskiego konserwatysty (przekonanego o własnej moralnej wyższości rezydenta oblężonej twierdzy) jak i do Brzytwy Hanlona. Z kolei Waszego upierania się przy ich objawiającym się akurat w ten sposób wyrachowaniu i perfidii nie pojmuję.
czescjacek :
No ale sęk w tym, że konserwatyści są świecie przekonani, że termin “pederasta” nie jest obraźliwy, a homoseksualistom nie pasuje dlatego, że oni się domagają nie tyle tolerancji, co afirmacji, uwielbienia (jakoby okazywanego przez stosowanie terminu “gej”). Przecież ten motyw (“tolerancja vs. akceptacja/afirmacja”) w ich publicystyce przewija się na okrągło (nawet pojawił się w podlinkowanym tu felietonie Ziemkiewicza) – nie zauważyłeś tego?!
pozdrawiam
Marceli Szpak :
Niezależnie od ornamentów muzyka disco polo kierowana do mieszkańców terenów wiejskich opiera się na wciskaniu klawiszy na syntezatorach.
inz.mruwnica :
Nie wiem, czy go widzę, wytłumacz.
Quasi :
LOL Quasi at his best!
Quasi :
Albo to bzdura, albo sa kompletnymi debilami. To tak jak kiedy zwrócisz się do kogoś “Magdaleno” i usłyszysz “mów do mnie ‘Magda’, nie lubię tego oficjalnego brzmienia” to musisz być palantem, żeby odpowiedzieć “o nie nie, kochana, tak masz w dowodzie i tak będę do ciebie mówił”. Skoro wiedzą, że ten termin kogoś uraża i dalej go używają to chcą urażać. A te wszelkie etymologiczne wygibasy to tylko szukanie wsparcia autorytetu (typowo konserwatywne BTW) słownika, żeby móc powiedzieć: “to nie ja tak mówię, tylko słownik/bóg/autorytet”. Sami zresztą ćwiczą to samo kiedy ktoś im obraża uczucia religijne i wtedy raczej do nich dociera, że gdy ktoś obrazę religijną ponawia to robi to ze złośliwości (asymetria tu pojawia się tylko w tym, że oni na wsparcie swojego typu obrazy mają konkretny paragraf, a nie ogólny).
Hm, ja nie uważam, żeby za mówieniem o pederastach zamiast homoseksualistach stała czysta złośliwość. To jest raczej zabieg manipulacyjny, sprawdzają, ile mogą, zawłaszczają sobie rozmowy.
jaś skoczowski :
Tak trochę żartobliwie nazwałem pomijanie fabuły pornosa jako tylko prowadzącej do finałowej kopulacji.
Quasi :
Dlatego, że w prawicowej memosferze dot. homoseksualizmu funkcjonuje następujacy zestawik terminologiczny:
Więc Twoje hipotezy wyglądają mi na z palca ssane/wydumane. W głowę zachodzę, po co Ty to robisz, zwłaszcza że piszesz niżej:
I pojęcia nie mam, skąd czerpiesz tę niezłomną opinię (już nie “hipotezę”, hm). Czy zarzucanie homoseksualiście pedofilii (a do tego się sprowadza rzekoma wymienność terminów, por. pan ksiądz wyżej) ma homoseksualistę nobilitować czy raczej wręcz przeciwnie, ujawnić jego nikczemną, zboczoną i zbrodniczą naturę?
inz.mruwnica :
Yyyyyyyyhym. No tak. :) .
jaś skoczowski :
Na jedno wychodzi. To jest tak: możesz się mały pedałku wściekać, gdy na ciebie mówię “pederasta”, ale nic mi nie zrobisz, bo wyciągnę słownik i ci udowodnię, że mogę i na koniec powtórzę to jeszcze pięć razy, żeby pokazać ci jak bardzo mogę. Za to spróbuj powiedzieć coś na najświętszą panienkę to wyciągnę na ciebie konstytucję.
W sumie to ciekawe dla mnie jest czy gdy taki przykładowy RAZ z Terlikiem piszą, że pederaści próbują zawłaszczyć język, a oni tylko walczą o prawidłowe znaczenie słów, to czy oni w to rzeczywiście wierzą, czy tylko myślą, że to taki zabawny hucpiarski red herring.
inz.mruwnica :
tak wygląda banowanie robota.
inz.mruwnica :
Jest jeden interesujący argument sugerujący, że Ziemkiewicz wierzy w znacznie mniej niż to głosi w publicystyce – a jest nim jego literacka skłonność do bohaterów typu “prawicowy publicysta, który tak naprawdę, to chciałby tylko pisać o niskich podatkach; niestety, w tym socjalistycznym kraju wiąże się to z etykietką prawicowa i bycie skazanym na towarzystwo szaleńców z redakcji mocno przypominającej Gazetę Polską”. Tak są konstruowane humoreski o Rafale Aleksandrowiczu i oczywiście “Ciało obce”.
inz.mruwnica :
Ale to z ich punktu widzenia wygląda zupełnie inaczej. Analogicznie, jak dla nas ich twierdzenia, że mówienie o “dziecku nienarodzonym” per “płód”/”zarodek”/”embrion” uraża ich i ich kobiety noszące pod sercem zapieczętowane owoce miłości małżeńskiej; albo że uraża ich mówienie o “Ojcu Świętym” per “papież”/”Wojtyła”/”gasnący starzec”; albo że uraża ich nazywanie ich “homofobami”, bo sugeruje irracjonalność ich obiekcji wobec homoseksualistów; albo taksonomiczne nazywanie człowieka “zwierzęciem” czy “małpą”; albo że uraża ich, gdy robimy zakupy/pracujemy w “Dzień Święty”; itd..
Tylko palant nie poddaje się szantażowi “urażonych”?
inz.mruwnica :
No właśnie. Nam przeszkadza wymuszony szacunek dla ich religii i jej oprawy; im przeszkadza wymuszony szacunek do zdegenerowanych moralnie ohydnych i ohydnie chorych zboczeńców, jakoby wyrażający się substytuowaniem neutralnego terminu “pederasta” przez czołojebczy termin “gej”.
Naprawdę, mimo podanych przeze mnie analogii, nadal nie potrafisz się wczuć (empatia) w ich położenie?
pozdrawiam
Ja wiem, że to naiwne, ale muszę zapytać: Quasi, dlaczego wysłałeś wczoraj 4 komentarze, jak byłeś zbanowany? Nie wystarczyłby jeden?
Quasi :
bo dla nas “neutralne” (tzn. pewnie coś w rodzaju “nie naruszające światopoglądu”) jest, że bycie homo jest normalne, a papież nie zasługuje difoltowo na Megaszacunek; a dla nich “neutralne” jest, że homo to zbok, a papież jest Ojcem Świętym.
jeśli ktoś napisze “papież” z małej, to jest deklaracja ideologiczna tak samo, jak napisanie “Papież” z dużej; podobnie z gej/pederasta/pedał. się o te słowa toczy wojna ideologiczna (zapewne o terminologię okołoorientacyjną bardziej nasilona niż o terminologię okołopapistyczną) i każdy, kto się chce wypowiedzieć, automatycznie tejkuje sajdy.
AJ :
Wysłałem jeden z przeprosinami i informację, że wrzucę jeszcze 4, które Bart sobie odbanuje jeśli/kiedy zechce.
Jednak miałem wątpliwości, czy Bart przeczytał to co napisałem (czy wszystkim zajął się jego automatyczny spamołap), więc dziś zrobiłem test na trwałość bana. Okazało się, że bana nie ma, ale 4 komentarzy też nie (przepadły niezauważone w spamołapie?), więc je wkleiłem ponownie.
Ot i tyle tytułem wyjaśnienia.
pozdrawiam
AJ :
Nie znam powodu, ale jakoś zupełnie mnie to nie dziwi. Kiedy zobaczyłem post Quasiego “test” to sobie pomyślałem, oho – zrebootował się. A wyciąłem rotfla jak przeczytałem:
Quasi :
Ale – jak już pisałem, nie jestem zdziwiony.
Quasi :
Napisałem “Albo to bzdura, albo sa kompletnymi debilami”. Masz dwie możliwości do wyboru: albo urażasz, bo chcesz urażać, albo jesteś palantem, który nie uważa, żeby to mogło urażać (bo tak mówi słownik). Możesz oburzonemu Murzynowi tłumaczyć, że “Murzyn” ma w języku polskim neutralne znaczenie, ale nie zdziw się kiedy on to odbierze jako “nie będzie mi tu czarna małpa wpieprzała się w mój ojczysty język, niech se gada po ungu-bunguańsku”. I can call him Susan…
… ale nie zawsze chcę. W dyskusji pro-choicowej używam zwrotu “płód”, oczywiście żeby urażać anty-choicowców, ale nie użyję tego określenia nigdy w obecności ciężarnej kobiety (“jak twój płód?”). Konserwa pewnie by nazwała mnie zakłamanym, ale mam to gdzieś. Po prostu mam wyjebane na “nazywanie rzeczy po imieniu” i nazywam je tak by uzyskać skutek komunikacyjny. Jak trzeba to i się słowo wymyśli na poczekaniu i metaforę skleci.
wo :
Mnie też tak się wydaje. Wydaje mi się, że on się ma za takiego cwaniurę-demiurga. Za to Terlikowski chyba wierzy w święte znaczenie słów i prastarego, jedynego porządku.
Quasi :
Staaary, weź przestań z tą empatią, bo ona nie polega na ocenie zasadności analogii…
Quasi :
Takie właśnie symetrie są trzonem ideologicznym “operacji chusta”: skoro my chcemy (albowiem jest to godne słuszne i zbawienne), żeby obraza uczuć religijnych była bezwzględnie ścigana prokuratorsko, to ojej… oni chcą żeby wieszać za użycie słowa “pedał”. No bo przecież projekcja… to znaczy symetria, no nie?
nameste :
A ja nigdy wcześniej go nie spotkałem.
Ok, uczony, obyty i stojący poza katolickim mainstreamem (Ślipko np. podważa dominujące wśród katolików przekonanie, że początek życia/animacja ma miejsce w momencie zapłodnienia) pan ksiądz kupił oficjalną wersję na temat terminu “pederasta”, ale nie sądzę, by to samo dotyczyło szeregowych prawicowych publicystów (Terlikowski, Pospieszalski, Ziemkiewicz, Cejrowski…) i katoprawicowego plebsu i nie sądzę, by mem pana księdza był w tym środowisku rozpowszechniony.
nameste :
Oczywiście tylko hipoteza, bo przecież nie mogę zajrzeć w umysły obrońców terminu “pederasta”.
A tę hipotezę opieram na 2 przesłankach:
1. Twierdzenia samych katoprawicowców. Zarówno publicystów (tu szczególny wkład wniósł Pospieszalski, który w swoim programie aktywnie bronił terminu “pederasta” i uzasadniał, dlaczego to robi) jak i plebsu.
2. Moja wizja chwalców Cywilizacji Miłości, jako osób przekonanych o swojej moralnej wyższości (a więc takich, które powinny stronić od umyślnego/świadomego twierdzenia nieprawdy) zepchniętych do oblężonej twierdzy (a wiec takich, których działania przeciw Cywilizacji Śmierci są przede wszystkim/wyłącznie reaktywne i defensywne).
nameste :
No ale z tego co oni powszechnie mówią wynika, że walczą o termin “pederasta” w (iii) stadium ewolucji, czyli w znaczeniu ogólnohomoseksualnym i niewartościującym.
pozdrawiam
eli.wurman :
Nie rozumiem Was. Czy waszym zdaniem powinienem tymczasowego bartowego bana potraktować jako dożywotnie wotum nieufności albo jako zniewagę i się więcej na jego blogu nie pokazywać?
Quasi :
Ja tam nie wiem, czy powszechnie. Poza tym, na rzecz dania im wiary, jak i osądu przeciwnego, nie zapracują żadne racjonalne argumenty. Zostaje zgrokowane odczucie. Moje jest otóż takie, że łżą bezczelnie. To jest ten sam typ łgarstwa, który się przewija w wielu dyskursach -fobicznych. Wałęsa (wtórowali mu inni, “argument” jest żywy do dziś) mawiał przed wyborami (kontra Mazowiecki i Tymiński): “ale co to za wstyd jest, być Żydem? Niech się ujawniają!”
Tutaj upieranie się przy rzekomej neutralności terminu “pederasta” jest (IMO) oponowaniem przeciwku wytrąceniu z retorycznej ręki użytecznego narzędzia stygmatyzowania: pan ksiądz Ślipko wprost twierdzi, że “pederasta” i “pedofil” to synonimy. Trawestując: “Ujawniajcie się, geje, jako pedofile; na nic wasze starania, by ukryć swą prawdziwą naturę. Za nami stoi Bóg i obiektywna wiedza”. To jest istota tego rzekomego “niewartościowania”.
Quasi :
Powinieneś pojąć, że Bart się zdenerwował i to bardzo (bo aż do mikrobana włącznie). A teraz znowu chcesz go zdenerwować, naszego zacnego Gospodarza, tymi samymi stimuli.
Idź się wstydź.
inz.mruwnica :
Czyli zostawiasz mi wybór między zamierzonym obrażaniem, poddaniem się szantażowi i “byciem palantem”. No cóż, na szczęście jestem dostatecznie gruboskórny i chamowaty, żeby zdecydować się na to trzecie.
A ja sobie rezerwuję prawo, by uważać za palanta Murzyna, który słysząc słowo “Murzyn” w wypowiedzi o treści całkowicie neutralnej, będzie się w niej doszukiwał na siłę obrazy, jak Gabriel Féraud w “The Duellists”.
nameste :
A skąd. Przecież tym razem nie użyłem żadnego wulgaryzmu ani krytyki personalnej.
Quasi :
Ojeju, jak Ty nie kumasz :). Bart jest odporny, jak sądzę, na wulgaryzmy, a może nawet na krytykę personalną. Na gadanie do ściany — mniej (jak każdy, jak każda z nas…)
Gammon No.82 :
A tu się zgadzam. Jednocześnie uważam za palanta gościa, który na prośbę “nie nazywaj mnie tak, bo to mnie uraża” odpowie “ale to jest neutralne określenie w moim języku”.
Quasi :
A znasz jakieś inne interwały poza 0 i ∞?
Hehe, “ciekawie” jest czasem poczytac takie wypociny, jakie splodzil imc Terlikowski. Mozna sie “dowiedziec” o sobie wiele ciekawych rzeczy ;->. Smieszne to, zwlaszcza jasli sie patrzy z pozycji zwyklego geja i na wlasne oczy widzi sie, ze to co gada Terlikowski to sa jakies naciagane bzdury. Jakby dlugo takich bredni sluchac, to naprawde mozna sie zastanawiac czasem, czy czarne nie jest biale. Jesli malutkie i skromne polskie “organizacje gejowskie”, ktore cierpia na staly brak wolontariuszy (ze wzgledu na to, iz wiekszosc gejow lubi tylko biadolic, a nie che sie im zrobic cos konkretnego charytatywnie) jawia sie jako zorganizowane organizacje niemal terrorystyczne ugrupowania, to mnaprawde ktos przegina:-)
P.S.
Z mysla “pracy u podstaw” zalozylem stronke.
nameste :
Znaczy, twierdzisz że Bart się zirytował tym, że ja ignorowałem jego trafne argumenty (to nie prawda, że ignorowałem, bo na jego argumenty odpowiadałem, starając się uzasadnić, że jednak trafne nie są) lub tym, że nie dałem się jego trafnym argumentom przekonać (no ale cóż miałem zrobić – udawać, że mnie przekonują?)? Chodzi o to, iż z tego powodu, że nie dałem mu się przekonać i upierałem przy swoim, uznał mnie za idiotę, a idioci – zwłaszcza uparci – na jego podwórku go irytują?
I ta jego ocena jest wśród bywalców BdB powszechnie uznawana za trafną, a jego reakcja – za zasadną?
Znaczy się – święta zasada BdB: nie wolno upierać się przy zdaniu sprzecznym ze zdaniem Gospodarza?
inz.mruwnica :
To co Twoim zdaniem powinienem zrobić? Wrócić z dobrowolnej banicji po 100 dniach? Pisać tylko pochlebcze Bartowi komentarze, przynajmniej na początku? Pisać mniej lub krócej?
Dlaczego?
pozdrawiam
Quasi :
Quasi, to był żart. Nie wiem, nie śledziłem tego flejma bo byłem zajęty trochę innymi rzeczami. Ale oczywiście, w ramach jakiejś ciszy komciowej nadrobię te zaległości.
@ Dominik:
Zagrażasz mojej pozycji teh only gay in the village.
Dominik :
WTF jest zwykły gej? Taki co się stroi w pióra i ma artystyczną duszę, czy taki który prowadzi nudne życie middle class i spędza weekendy na weselach swoich znajomych rozmawiając o kredytach, cenach mieszkań?
Dominik :
Organizacje nie mają nic konkretnego do zaproponowania. Wysłałem gdzieś kiedyś maila, że bym podziałał, odpowiedziało mi echo. Więc mam, like, wyjebane.
Dominik :
blog.onet.pl? Bój się Żakliny!