Cud słońca, część druga
Nie sądźcie, że będę teraz pisał dwa posty dziennie, żeby tylko wygrać skuter. Przecież już wiadomo, kto go zgarnie. Korwin nie może, bo laureaci poprzednich lat nie startują. Kto zatem wygra? Hmm…
Drugi post na ten sam temat wynika z faktu, że o czymś zapomniałem w pierwszym. Widzicie, kiedy klecę tekst na zlecenie moich politycznych mocodawców, chodzę sobie po firmie czy mieszkaniu i opowiadam sobie w kółko najważniejsze tezy do zawarcia w poście. I tak sobie chodziłem i opowiadałem poprzedni artykulik — i wychodziło mi, że w komciu z Frondy śmieszą mnie dwie rzeczy. Potem siadłem, spisałem wszystko i wyszło mi coś takiego: „W powyższym komciu śmieszą mnie dwie rzeczy: że się śmieją z Dawkinsa i że się śmieją z Dawkinsa”. Czyli coś mi umknęło.
Tą zagubioną drugą śmieszną rzeczą był występujący we frondziarskim komentarzu element, który bardzo lubię u osób religijnych. Chodzi o wiarę w cuda.
Odnoszę często wrażenie, że w dyskusji ateistów z chrześcijanami ci drudzy starają się przedstawić jako wierzący w pewien Koncept, we wszechobecną bezwarunkową Miłość. Żyją według Bożych zasad, które tworzą ich moralny kręgosłup. Czerpią wzorce duchowe z nauk Dobrego Człowieka. Na takim poziomie dyskusji w stronę ateistów lecą pytania, co złego jest w wierze w dobro, jak żyć bez takiej wiary, skąd czerpać prawdy moralne, nie wyznając Dekalogu. Nie pozostaje nam w takiej rozmowie nic innego, jak próbować udowodnić, że mimo iż nie wierzymy w Boga, naszego życia nie wypełnia niszczycielski, nihilistyczny hedonizm, nasze dzieci nie noszą śladów pobicia, a znajomi nie przekładają portfeli z płaszczy do spodni, kiedy nas odwiedzają.
A przecież wystarczy zapytać: czy zasady tworzące wasz moralny kręgosłup pochodzą z tego samego źródła co przekonanie, że w Fatimie Bozia zamachała słoneczkiem zgromadzonym ludziom? Czy wyznawane przez was wszechotaczające Dobro mściwie sprawiło, że druga wojna światowa wybuchła, bo Polacy nie intronizowali Chrystusa? Czy papież uzdrawiał ludzi? Dlaczego był Ojciec Pio? Dlaczego, mimo że wasza piękna wiara egzystuje w oderwanej od ziemskiego padołu, czysto duchowej sferze, tak bardzo potrzebujecie namacalnego dowodu na istnienie Absolutu? Czy jesteście przekonani o doświadczanej, fizycznej obecności Trójcy Świętej w życiu swoim i innych? Czy można odrzucać co bardziej efekciarskie elementy chrześcijaństwa, takie jak stygmaty, płaczące rzeźby Matki Boskiej, niekrzepnącą krew świętych — i dalej być katolikiem?
Czy na przykład jest na sali jakiś syn Kościoła, który mógłby mi przystępnie wytłumaczyć, o co chodzi z cudami koniecznym do kanonizacji Jana Pawła II? Bez cudów Karol, który został papieżem, nie może zostać świętym. Może ten pan na śmiesznym skuterku coś powie?
Fotki na licencji CC dopuszczającej modyfikację:
http://flickr.com/photos/jaako/2131188218/
http://flickr.com/photos/yourdon/2766873592/
http://flickr.com/photos/fotoupr/2734549087/
Czy on nie wygląda trochę jak Bob Kelso?
@o co chodzi z cudami koniecznym do kanonizacji Jana Pawła II?
No bo jak robił cuda, znaczy święty, a jak cudów nie robił, znaczy nie święty. Elementarne.
History in the making, ech. Przed śmiercią był zwykłym typem w wysokiej czapce, a teraz okazuje się, że chodził po ogniskach i strzelał laserami z oczu.
Brunon Ze Kat :
No i pojawia się w ogniach ;)
@Dobry Człowiek
Chodzi o Johna Farsona?
Nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Natomiast jak się dowiem, kto mi rąbnął dwa pierwsze tomy sagi o Rewolwerowcu, nogi z pupci mu wyrwę.
Ale częstotliwośc pojawiania się nowych notek (absolutnie bez związku z konkursem) jakby się poprawiła. Ne se pa?
bart :
To na bank Filar. Wszystko co złe to Filar.
Ha, w miętkie trafiony.
No więc ja przyznaję, że katolikiem będąc, a w każdym razie za takowego się uważając, wbrew temu co mi wpiera WO, również winien byłem (przynajmniej kiedyś) tego podejścia że “no skoro nie wierzysz w coś poza naszą doczesną rzeczywistością, to co Cię powstrzymuje przed $insertSomethingNastyDoneToOthers?“. Z czasem jak sobie popodróżowałem po świecie, pospotykałem bardzo różnych ludzi z różnych kultur to mi przeszło. A, no i mój ojciec chrzestny przeszedł na ateizm, to tez nie bez znaczenia. Ale faktycznie wiele osób jakoś nie może się nadziwić, że skoro w Boga nie wierzy, to czemu nie zabija?…
Przyznaję, że ja na ten przykład, gdybym nie był człowiekiem wierzącym w taki czy inny osąd moich uczynków kiedyś po śmierci, zachowywałbym się trochę inaczej. Nie to żebym zaraz bił dzieci, okradał naiwnych i męczył zwierzęta, bo na to nie pozwoliłaby mi zwykła empatia, ale jeśli idzie o piracenie oprogramowania, podejście do kwestii wierności w związkach, dawanie jałmużny w takiej czy innej formie i parę jeszcze innych kwestii, to przyznaję że bym sobie trochę odpuścił.
Co do cudów zaś, to ja pozostaję sceptykiem i z tego co wiem sporo innych katolików, wliczając w to również księży i oficjalnych teologów, również. Zwłaszcza w krajach ciut opóźnionych cywilizacyjnie (Meksyk, Polska, kraje afrykańskie) kwitnie wiara w cuda w formie nieomal średniowiecznej. Ja osobiście w większość tych rzeczy nie wierzę (powiedzmy że w spontaniczne ozdrowienie w Lourdes jeszcze tak, natomiast w bilokację ojca Pio już niekoniecznie) i nie wydaje mi się to warunkiem koniecznym do czegokolwiek (znaczy bycia katolikiem, zbawienia et caetera).
Ale się rozpisałem, i to na dodatek serio.
Bartsie, takie komenty wymagają dłuższych odpowiedzi, co jest trudne, kiedy dużo pracy, a córka wyła pół nocy…
Po kolei – faktycznie, zapomniałem, że jesteś ostatnim katolikiem odwiedzającym tego bloga. Ale ty w ogóle kręcisz się po różnych lewackich stronach, więc twój katolicyzm jest dla mnie podejrzany ;)
@pomniejsze grzeszki i jałmużna
Mi np. w kwestii piracenia oprogramowania zmieniało się podejście. Najpierw zmieniło mi się, kiedy założyliśmy firmę – nie mamy ani kawałeczka nieopłaconego shareware’u oraz dajemy kasę przy donationware. Płacimy nawet co miesiąc na Radio Paradise, którego słuchamy w pokoju :)
Druga zmiana nastąpiła, kiedy zacząłem wystawiać swoje HDR-y na Flickrze. Uznałem, że to obciach używać do postprocessingu pirackiego oprogramowania i moje HDR-y są w 100% legalne.
Dlaczego tak mam? Hmm – przez szacunek dla cudzej pracy? Przez niechęć do pasożytowania? Strach przed BSA? Każda z tych odpowiedzi jest prawdziwa…
@cuda
Widzisz, temat cudu słońca złożył mi się z komentarzem kolegi EO twierdzącym, że istnieją cudowne medaliki podrabiane, które nie czynią cudów, as opposed to cudownych medalików prawdziwych, które cuda czynią. To znaczy kolega EO nie twierdzi, że są medaliki, które czynią cuda, mówi po prostu, że Kościół Powszechny to poważna marka i podczepianie się pod nią to skurwysyństwo. Ja z kolei lubię twierdzić, że wielu członków prawej strony sceny wystarczy delikatnie poskrobać, żeby spod wierzchniego lakieru nowoczesności wyjrzała wiara w gusła. I im dłużej myślę o rytuałach, w jakich katolik powinien uczestniczyć, tym bardziej wydaje mi się, że wiara w fizyczne doświadczanie obecności Ducha Świętego, a więc w świat magii przenikający do naszego świata, jest nierozłącznie związana z wiarą “zwykłą”.
To tak na szybko, w stanie nieprzytomności. Fire at will.
A tak w ogóle to jesteśmy trzeci w rankingu, zaraz po Michalkiewiczu! Chyba sobie screenshota trzasnę :)
bart :
Nie zaprzeczysz, że jest to poważna marka. Nie twierdzę, że zasłużenie, ale mimo wszystko. Choćby z racji skali i wpływów. A podczepianie się pod nią to skurwysyństwo z tego względu, że wykorzystuje się ludzkie do niej zaufanie. Zasłużone czy nie.
Tak sobie myślę, że nie każdy, kto jest jakoś tam powiązany z Kościołem, to wróg; mnóstwo ludzi chodzących co niedziela na mszę to po prostu average guys, którym chodzi tylko o to, żeby nikt się do nich nie przypierdalał, i sami też się do nikogo nie przypierdalają.
Chociaż może się mylę i świat jest tu faktycznie bipolarny, albo my ich, albo oni nas. Unholy war?
Wiesz co, EO, ja nie czuję się bojownikiem w walce ze wszystkimi wierzącymi. Jest po prostu parę kwestii – np. szczególna ochrona uczuć religijnych.
Ty masz niepoważne hobby. Tzn. ono jest poważne, ale łatwo je obśmiać, no bo żeby dorosły chłop tak się przebierał, to przecież głupie jest. I pewnie wielu cię obśmiewa. Czy życzysz sobie szczególnej ochrony twoich uczuć w związku ze swoim hobby?
I tak po kolei. Następna jest kwestia narzucania innym praw wynikających z przekonań religijnych. Następna kwestia to wzniecanie nienawiści przeciw określonym grupom społecznym w związku z pewnymi zapisami w świętej księdze, zresztą sąsiadującymi z tekstem wykreślającym z chrześcijańskiego menu owoce morza. I tak dalej.
Oczywiście Dawkins twierdzi, że “letni” wierzący uwiarygodniają “gorących”. Ale ja się nie zapuszczam.
@EO
“którym chodzi tylko o to, żeby nikt się do nich nie przypierdalał, i sami też się do nikogo nie przypierdalają”
no właśnie nie do końca. nie przypierdalają się w sensie że nie chodzą demonstrować za intronizacją Chrystusa-Króla, ale tworzą, że tak nieładnie powiem, gnój, na którym intronizacja Chrystusa-Króla może wyrosnąć i stać się poważną inicjatywą polityczną.
Od razu gnój. Ściółkę.
bart :
Specjalnie nie uściśliłeś, za co przebierał, co?
Chciałem dobrze! Nie byłem pewien, czy życzysz sobie, żeby inni wiedzieli, za co się przebierasz…
bart :
A to akurat jest sprawa nie do przeskoczenia. Wyobraź sobie sytuację, w której jakaś część społeczeństwa praktykuje zabijanie niemowląt do 1 roku życia, motywując to np zdrowiem matki albo względami społecznymi. Zakładając, że jako normalnemu człowiekowi zabijanie niemowląt czy w ogóle kogokolwiek jest Ci obce, nie będziesz w stanie wzruszyć ramionami i powiedzieć “ja nie zabijam, a oni to jak sobie chcą”. Dla Ciebie zabijanie niemowląt to Zło, z którym należy walczyć. I tak samo jest z katolikami. Oni też nie mogą wzruszyć ramionami na aborcję, in vitro czy – by a long stretch – małżeństwa homoseksualne. Bo Zło to akurat dla nich te rzeczy. I tak samo nie da się im tego wyperswadować, jak Tobie wmówić, że uśpienie niemowlaka, bo mama nie ma na niego pieniędzy, jest wporzo.
bart :
ech. napisałem gnój, bo mi się lepsze słowo nie pomyślało, nie ze złośliwości.
EO :
nie no właśnie to ściema – uważam za niemożliwe, żeby nawet połączone duchy JP2, ojca pio i matki teresy uznawały *wczesną* aborcję za równoważną zabiciu człowieka.
Wszystko zależy od tego co rozumiemy za “wczesną”. Innym problemem jest natomiast to, że konserwatywna (a co za tym idzie często deklarująca się jako katolicka) część osób niejednokrotnie “zwalczaniem zła” itepe tłumaczy ściemnianie, kłamstwa i robienie ludziom wody z mózgu. Przykład w postaci newsa wziętego z portalu katolik.pl, opisałem wczoraj na swoim blogu.
@bart
Dzięki za odpowiedź. On a side note: nie ma obowiązku odpisywania, jak nie masz czasu, w szczególności zaś odpisywania tak szybko – znaczy bardzo doceniam, ale nie zmuszaj się, mając na głowie ważniejsze rzeczy.
Ogólnie, to ja się zgadzam z “wiara w gusła […] rytuałach, w jakich katolik powinien uczestniczyć” – jak napisałem, u wielu naszych rodzinnych katoli (choć nie tylko, za granicą też jest niezła banda świrów, np. takich biorących dosłownie opisy z Apok(r)alipsy) ta wiara jest wypisz wymaluj jak ciemnego kmiota z mroków średniowiecza. Ja to moje powyżej napisałem głównie po to, żeby przypomnieć że poza takimi katolikami są jeszcze bardziej sensowni, do których nieskoromnie lubię się zaliczać. Ale też, jak sam napisałeś, jestem takim ciut skażonym lewactwem katolikiem…
@EO
Niezła diagnoza.
A offtopicznie, może byś tak kurna reaktywował bloga?
@czescjacek
No właśnie oni tak uważają, niestety.
@odpisywanie:
No one is left behind.
Barts :
Powiem szczerze, że nawet się nad tym ostatnio zastanawiałem. Ale problem w tym, że nie bardzo mam o czym pisać. Blogów wyrzekających na to, jaki ten świat/kraj/miasto jest pojebane jest wystarczająco dużo. Walczyć z fanatyzmem i ciemnogrodem nie mam chęci, bo widzi mi się to bezproduktywnym, zresztą i tak Bart to robi lepiej. Dom już postawiłem, więc opisy starć z budowlanką też odpadają. To co mi zostaje, smutki, że żona się obraża, a dziecko nie słucha? Who the fuck cares?
Barts :
no właśnie nie, tylko tak wmawiają.
@ bart:
Appreciated.
@ EO:
Akurat in vitro jest ciekawym przykładem na to, jak światopogląd ogółu zmienia się na twoich oczach. Zapytałbyś pięć lat temu przeciętnego katolika, co myśli o in vitro, to byś się dowiedział, że nic nie myśli, nawet jak mu opiszesz holocaust zarodków. W tej chwili dla przeciętnego katolika in vitro zaczyna przeistaczać się w trv zuo.
Tak samo było z aborcją, zanim ruszyła machina.
A poza tym weź chłopie zbastuj i nie rozszerzaj dyskusji na zjawiska moralnie naganne z każdego punktu widzenia. Wrzuć w tę swoją analogię zamiast zabijania niemowląt np. jedzenie chleba lewą stroną buzi zamiast prawej. Co dla mnie jest równie naganne jak in vitro, bo w aborcji już się pojawia krew. A od krwi mdleję.
Na Frondzie właśnie poszedł news pt. “Coraz więcej cudów i objawień”. Możemy się dowiedzieć, że Ratzi również – tak jak my! – nie lubi cudów i chce opracować nowy poradnik rozpoznawania cudów:
ODnośnie cudów, przypomniał mi się bardzo stary dowcip:
Celnik na granicy pyta faceta wiozącego kilka plastikowych butelek wypełnionych przezroczystym płynem:
– A co to pan wiezie w tych buteleczkach?
– A panie, wodę błogosławioną ze świętego źródła wiozę, bo na pielgrzymce byłem u cudownych wód, rozgrzeszenia zaznać.
Celnik otwiera wącha, próbuje.
– Panie, to przecież spirytus czysty jest!
– Ludzie! Ludzie! Cud!
bart :
Wybrałem przykład drastyczny, bo mam wrażenie, że ci co zacieklejsi ciaśni tak to postrzegają, a o postrzeganie mi chodziło, nie o fakty naukowe. Poza tym tak jak in vitro to już histeria, bo zarodek z kilku komórek to ja cię proszę, nie zrównujmy człowieka potencjalnego z człowiekiem; tak co do aborcji to ja już prawdę mówiąc mam mieszane uczucia, a wszystkie granice “dotąd kurzajka/odtąd człowiek” wydają mi się mocno naciągane, podobnie jak argumenty “moje ciało-mój wybór” i tak dalej. Otóż nie takie do końca twoje.
Ale się rozofftopowałem. Ale to się wpisuje w pewny szerszy obraz – wzajemnego narzucania sobie nieuznawanych wzajemnie wartości i praw. Otóż jest to problem nierozwiązywalny, bo katolicy/konserwatyści/tradycjonaliści/jak-ich-tam-zwał operują po prostu zupełnie innym systemem pojęciowym. To tak, jakbyś chciał zainstalować Windowsa (czy MacOSa) na Atari ST.
@EO: “Otóż nie takie do końca twoje.”
a czyje, kurwa?! (zapytala z typowo kobieca subtelnoscia)
choyna :
Uważasz, że zagnieżdżony w macicy zarodek jest integralną, homogeniczną częścią kobiecego ciała i kobieta może dowolnie nim rozporządzać? A jeśli tak, to w którym DOKŁADNIE momencie przestaje on nim być i dlaczego akurat wtedy?
Kurde, Bartu, przepraszam.
Mniam, abortion flame. A ja muszę wychodzić :(
No dobra, nałóg silniejszy od obowiązków.
Lubimy chyba patrzeć na aborcję z perspektywy ewolucyjnego nakazu opieki nad młodymi stada. Jeśli mały dzidziuś jest supercute, to jego stadium poprzedzające musi być ultrasupercute, prawda? A tymczasem małe dzieci to robaki, które nic nie kumają.
Aborcja – moim zdaniem – budzi wstręt na poziomie biologicznym, bo jest wbrew wzmacnianiu stada, a na poziomie teologicznym – bo jest wbrew wzmacnianiu plemienia. Nie dlatego, że zabijamy oddychającą i czującą ludzką istotkę, która jest tak niuni, że LPR ją sobie odlewa z plastiku w Chinach, o ironio.
Na otrzeźwienie w debacie o aborcji przydaje się zawsze odświeżenie poglądów Petera Singera, który na pytanie “Ileż straszniejsze jest zabicie dwulatka od zabicia nowonarodzonego?” odpowiada “24 miesiące”. Tyle bowiem więcej upłynęło czasu inwestycji emocjonalnej w bobasa ze strony rodziców. Porównaj ból kobiety, która straciła dwuletnie dziecko, z bólem kobiety, której dziecko zmarło podczas porodu, z bólem kobiety, która poroniła w pierwszym miesiącu.
O ile wiem, w większości krajów nie zmusza się kobiet do aborcji. Nie możesz więc przenosić swoich uczuć z sytuacji “Ktoś by miał mojego Antosia ciukać łyżką” na dobrowolną aborcję – bo w niej uczucia rodzicielskie występują w mniejszym stopniu, a w dodatku żaden Antoś jeszcze się nie objawił.
A co do tego, od kiedy płód staje się człowiekiem: poguglaj sobie może “rytuał przejścia”.
Koncepcja cudu to jest piękny przykład wszystkożerności religii. Religia już tak ma, że musi być wszędzie. Nawet jak coś jest niereligijne to jest “profanum”, czyli bezczestne, a nie po prostu obok.
I teraz religia nie może sobie zostać w strefie “tak mi serduszko podpowiada, żeby miłować Bozię”, tylko musi się wylać także na (tak zwaną) rzeczywistość (tak zwaną) obiektywną. Zmieniło się to, że od jakiegoś czasu obowiązującą miarką do mierzenia rzeczywistości obiektywnej jest paradygmat naukowy. Dopóki takie wymysły jak falsyfikowalność, czy odtwarzalność nie były zbyt popularne to i bozia mógł Słońcem ruszać i żaby z nieba zrzucać i to było OK. To właśnie brak cudów byłby dziwny, bo by oznaczał, że w niebie długi weekend. I nawet się z tego nie wyśmiewam. Współczesne umiłowanie (tak zwanych) faktów naukowych to jest ta sama historia. Zamiast bozi co rusza Słońcem oddziaływania elektro-słabe i tyle.
Odkąd jednak ludzkość uwzięła się wszystko sprawdzać woltomierzem (to wszystko przez klękanie przed odtwarzalnością) to zaczyna wyłazić groteska. Śmieszność gości od cudów w (tak zwanych) dzisiejszych czasach polega właśnie na niezrozumieniu tego prostego (tak zwanego) faktu, że woltomierze rządzą, ale są areligijne.
nieladnie odpowiadac pytaniem na pytanie. wacpan sugerujesz, ze wraz z pojawieniem sie aliena w macicy moje cialo staje sie czyje? aliena?
tak, uwazam, ze kobieta moze robic co chce, a “dokladnie” niech sama zdecyduje, zwlaszcza jak zarodek JEST integralny, czyli na zewnatrz sobie nie pohula.
@choyna
“wraz z pojawieniem sie aliena w macicy moje cialo staje sie czyje?”
zakładając, że ciąża była niechciana/nieplanowana, to byłaby to sytuacja trochę podobna do podrzucenia bachora na progu Twojego domu. niby nie znaczy to jeszcze, że musisz go zaadoptować, ale kopnąć kołyskę i powiedzieć “spierdalaj” też nieładnie. do czego to przyszło, żebym to ja musiał prolajfowo argumentować…
@ czescjacek:
no wlasnie nie, nie bylaby podobna. (ale gdybys sie upieral: z bachorem na progu dom zostaje moj, nie? ;)) pomijam juz fakt, ze w przypadku bachora masz jeszcze caly wachlarz opcji pomiedzy.
Nie wiem, w którą tym razem flejm pójdzie. Wiadomo – problem nierozwiązywalny, bo za dużo ludzi poczuwa się do zawartości macicy. Może i najpraktyczniej oddać decyzje właścicielce owej.
Pytanie jednak – skoro kobieta ma prawo do podjęcia decyzji o aborcji i tym samym odcięcia się wszelkich zobowiązań do płodu i przyszłego dziecka, czy taką samą możliwość powinien mieć ojciec dziecka?
Dziwnym jest, że przy tylu flejmach na powyższe nigdzie nie widziałem tematu male abortion dyskutowanego na poważnie.
A może zamiast wyć jak to ciało nie jest jej ciałem (bo nie pozwalają jej się wyskrobać), dana właścicielka ciała (a także jej partner – równouprawnienie jest), skorzystają WCZEŚNIEJ z dobrodziejstw współczesnej farmaceutyki oraz przemysłu lateksowo-gumowego (kłania się stomil-unimil ;)) i ZABEZPIECZĄ SIĘ? Gdyby tak wszystkie matki z niechcianymi ciążami oraz ich partnerzy nie zapomnieli wspólnie o podstawowej, bądź co bądź, funkcji stosunku seksualnego, problem nie miałby takich rozmiarów. Moim skromnym, tylko ciąża z gwałtu bądź grożąca życiu i zdrowiu kobiety jest faktyczną przesłanką do aborcji. Poza tymi dwoma przypadkami, aborcja jest jedynie próbą uniknięcia odpowiedzialności za własne poczynania.
@h2
A może (…) ZABEZPIECZĄ SIĘ?
Wtedy nie będą w ciąży i nie będą się na ich temat toczyły dyskusje w internecie. Mówimy o przypadku, kiedy jednak się nie zabezpieczyli.
@h2
Aborcja to uniknięcie odpowiedzialności
Niechby i tak było.
Ja pytam: czemu tylko jedna z tych dwóch osób ma mieć taką możliwość?
@ czemu tylko jedna z tych dwóch osób ma mieć taką możliwość?
Bo szadafakap!
metody_cyryla :
Life’s brutal, full of zasadzkas and sometimes kopas w dupas.
Coś niby na rzeczy jest. Jak mawiał znajomy elektryk: z ch**em i z prądem nie ma żartów.
Ale jednocześnie elektryka prąd nie tyka.
h2 :
…tylko nap******a.
Inne wspaniałe powiedzenia gościa (nomen omen dzielnego ojca piątki dzieci) to o różnicy pomiędzy saperem a elektrykiem: “W zasadzie nie ma żadnej, elektryk za to jeszcze zatańczy.” Facet mi się przypomniał z uwagi na liczbę potomstwa, z których do niego podobne było jedno.
Za cholerę nie wiadomo, do kogo podobna reszta.
@ inz.mruwnica:
No, ale o co cho?
Przecież ja się zgadzam, że decyzja o aborcji to “ich sprawa”.
Na temat nierówności płci w tym przypadku też mam “zamknąć gębę”? Czemu?
@ h2:
wyguglaj sobie indeks pearla – rzadko, ale nawet najlepsza antykoncepcja czasem zawodzi. poza tym bije od ciebie taka self-righteousness, ze rece opadaja.
choyna :
Jest jedna, najlepsza z możliwych, stuprocentowa metoda antykoncepcji, która jak podejrzewam, ma indeks Pearla = 0 – szklanka wody. Ale nie mówmy o skrajnościach. Środki antykoncepcyjne mają tę niewątpliwą zaletę, że można je łączyć, czyli pigułę z prezerwatywą, a jak ktoś naprawdę bardzo nie chce mieć dziecka, to jeszcze z kapturkiem i w podorędziu mieć piankę plemnikobójczą. Całość sprowadza się do tego, że chcącemu nie dzieje się krzywda.
I’ll have to live with that. Ale za to mam ładny uśmiech.
Welcome to the 1000-post thread!
W kwestii aborcji zawsze myślę o dwóch przypadkach z mojego szeroko pojętego grona znajomych.
W pierwszym z nich osoba z różnych przyczyn skazana na samotność zachodzi w ciążę po jednonocnej przygodzie. W drugim matka dwojga dzieci zachodzi niechcący w ciążę z mężem.
OK, nie uważali, jak robili, niech teraz robią jak uważają. Myślę, że gdybyście powiedzieli to którejś, zaskoczyłaby was siła, z jaką można w mordę dostać od dziewczyny. Spróbujcie się raczej wczuć w te dwie postaci. Bo one w gruncie rzeczy myślą to samo:
No to, kurwa, leżę.
Każda z nich przeżywa rozterki. Pierwsza myśli: nie, dziecko to nie dla mnie, ja chcę być wolna, podróżować po świecie. Ale z drugiej strony, będąc samotna, jestem nieszczęśliwa, może dziecko to wszystko zmieni. Ale znowu, jak się ta dziecina będzie chować bez ojca? Druga myśli: nie mogę zapewnić trójce takich warunków w dzieciństwie i przyszłości, jakie mogę zapewnić dwójce. Ale moja Zosia i mój Jasio takie śliczne i zdrowe, pewnie i to trzecie by było takie niuni. Ale teraz to już na pewno nie mam szans na powrót do pracy
Faceci z kolei odgrywają rolę bierną. Jeden już dawno się pożegnał i wyszedł, drugi niby wspiera, ale po cichu myśli: mieszkamy we czwórkę w trzypokojowym mieszkaniu. Lubię kombiaki, ale nie cierpię minivanów. W efekcie obie panie zostają ze swym rosnącym dylematem same.
No i co? Dajemy im prawo do decyzji czy mówimy: siedz i cierp, głupia babo, trzeba było powiedzieć, że cię głowa boli?
Chciałem jeszcze powiedzieć, że poziom, na jakim toczymy tę dyskusję, świadczy o tym, że ciaśni częściowo zwyciężyli. Przed wielką debatą publiczną lat 90. większość z nas spierałaby się raczej, czy lepiej łyżeczkować, czy odsysać. I mało kto pochylałby się głębiej nad palącą kwestią uczuć płodu w tej materii.
@ bart: Jeden już dawno się pożegnał i wyszedł
Nawet jak w tym przypadku z jakiegoś powodu (duma, nieznajomość prawa, decyzja o aborcji) matka odpuściła ojcu alimenty, to i tak w większości podobnych spraw facet będzie jednak dzieciaka utrzymywał.
A może on też stwierdziłby “Nie nie, dziecko to nie dla mnie, ja chce być wolny, jeździć po świecie” a nie musieć opłacać dziecko, którego nie chcę.
Wiem, że to śmierdzi i może mi też w pierwszym odruchu chciałoby się na problemy niefrasobliwego tatusia wzruszyć ramionami, ale z drugiej strony trudno nie zauważyć, że jest to sytuacja trochę nie fair.
Jakie alimenty, men? Nie poruszam nawet kwestii finansowej, rzeczona osoba była w stanie samodzielnie zapewnić dziecku utrzymanie, a tata był typowym one night standem!
Ale widzę, że generalnie masz ochotę skierować dyskusję na tory “aborcja a niedoszły tatuś”. To może rozwiń temat.
EO :
Dobra, dobra, ale dlaczego w rajtuzy :D
Mogą być nawet z tych metalowych oczek. :D
Nie ma to jak walnąć bąka w towarzystwie. Zawsze oczyszcza atmosferę i może mieć wpływ na zmianę toru poważnej dyskusji.
ps. się nie da edytować i już.
ps zwei. już się da
cześćjacek
” uważam za niemożliwe, żeby nawet połączone duchy JP2, ojca pio i matki teresy uznawały *wczesną* aborcję za równoważną zabiciu człowieka.”
Dodajmy, że to banda uzurpatorów, bo kto im dał prawo podważać pisma Św. Augystyna i ustalenia II soboru nicejskiego?
http://alfaomega.webnode.com/news/nulla-salus-in-vitro/
@ bart:
Co tu rozwijać?
Dwoje ludzi ma pecha i zaczyna się niechciana ciąża. Kobieta po odkryciu może usunąć (przynajmniej w tych normalnych krajach), urodzić i oddać do adopcji, ewentualnie wychować. Niezależnie od decyzji mężczyzny.
Mężczyzna może kobiecie pomóc lub nie, ale jeśli ta zdecyduje się wychować i dochodzić ojcowstwa, to od tego nie ucieknie.
Czy brak możliwości zrzeczenia się praw ojcowskich (w praktyce – alimenty) w okresie prenatalnym, kiedy kobieta może wykonać aborcję to nie dyskryminacja płciowa?
(I tyle, bo późno)
bart :
Na razie napiszę, że u mnie, w trzypokojowym mieszkaniu, była nas ze starymi siódemka, ale to z dupy argument, więc nie ciągnijmy.
No i cholera wyjdę na żelbetową konserwę w tej kwestii, ale jak się powiedziało D, to trzeba powiedzieć DUPA.
W praktycznie każdej dziedzinie życia, jak się coś spierdoli, to trzeba ponieść konsekwencje (chyba, że ma się luźne milion baksów, jest się synem prezydenta, albo coś w ten deseń). I tak na ten skromny przykład: wjedziesz przypadkiem samochodem w przystanek pełen ludzi – idziesz pierdzieć i jeszcze zedrą cię rodziny ofiar do ostatniej pary skarpet, nachlasz się i narzygasz szefowi na garnitur na firmowej imprze – wywalą cię z roboty, jeśli detepowiec spieprzy składkę i nakład pójdzie do druku, to w najlepszym wypadku on i drukarnia w której pracuje będzie musiał robić od nowa, w gorszym, będą musieli jeszcze dodatkowo zabulić karę umowną, albo zostaną bez kasy za to z kupą makulatury. Natomiast tutaj mamy sytuację: cholera, wpadka, ale nic to, wyskrobiemy i nic się nie stało. Owszem, można powiedzieć, że nawet przy skrobance kobieta może ponieść konsekwencje: może trafić na rzeźnika, który zrobi jej z macicy mielone, albo dostać modnego ostatnio “syndromu poaborcyjnego”. Jednak moim skromnym, nie zmienia to faktu, że jest to ucieczka od konsekwencji naturalnie przypisanych do seksu. Nie ma najmniejszej potrzeby wnikania w uczucia zlepka komórek, który do momentu gdy jest zdolny do samodzielnego życia poza organizmem kobiety, jest mniej więcej właśnie zlepkiem komórek.
Na sytuacje z życia wzięte można w sumie powiedzieć, cóż, urzekła mnie twoja historia i przy okazji znowu zarobić w mordę, ale tak samo urzeka historia faceta, który płacząc w sądzie tłumaczy, że wcale nie chciał tej babci przejechać na pasach.
Co do facetów, którzy nie wspierają swoich kobiet w trudnych chwilach, mam kilka określeń na takich.
Ufff… muszę to wszystko usystematyzować sobie i jednak zrobić notkę.
Uważam, że każda kobieta powinna raz w życiu, tak dla zdrowia, zrobić sobie skrobankę.
@ h2: uciekanie od odpowiedzialności
Co ty z tą odpowiedzialnością? Czego chcesz tym dowieść?
Powiesz np. lekarzom, którzy będą ci nogę składali, żeby przestali bo nie chcesz uciekać przed odpowiedzialnością, którą przyjąłeś na siebie wchodząc na boisko do kosza?
@ h2:
Czyli pedałom jest lepiej.? Nie ponoszą konsekwencji naturalnie przypisanych za seks? Może dlatego ostatnio to takie modne? Co nie inż. ?
@ h2:
Czy syndrom poaborcyjny to to samo, co depresja poporodowa, tylko sans dziecko?
@ metody_cyryla:
Que? Znaczy nawet jak go nie wyskrobiesz, to i tak nie będę płacił? To jest jakiś okrutny nonsens. Albo ja czegoś nie rozumiem.
uhaha, uwielbiam kiedy to faceci rozmawiają o aborcji. bo zakładam ze poza choyną to reszta ma męską końcówkę. to w sumie tak samo jak księża rozmawiający o seksie czy wegetarianie o przygotowaniu schabowego.
podpisze się jedynie pod wypowiedziamy choyny i tyle.
albo i nie (a co mi tak, ta dyskusja i tak o wielu postów jest juz kwasna). dodam jeszcze że uważam, iż każdy męzczyzna powinien raz w życiu, tak dla zdrowia (i minimalnego zrozumienia tematu), mieć okres (taki solidny, 7-dniowy, z 3-dniowa rozbiegówka na duzej ilości prochów przeciwbolowych i końcówką która jest prawie początkiem anemi na skutek ubytku krwi).
z bogiem : )))
@ metody_cyryla:
metody_cyryla :
Absolutnie niczego, wyłuszczam swój punkt widzenia.
A co do złamania nogi, różnica polega na tym, że jedynym zabezpieczeniem przed takim złamaniem jest nie granie w piłkę, natomiast przed niechcianą ciążą można zabezpieczyć się na co najmniej kilka sposobów.
bart :
Nie mam pojęcia, ale z tego co wiem, jest to dość modne określenie stosowane przez prawą część sceny politycznej, które ma udowodnić jak bardzo aborcja jest szkodliwa dla zdrowia psychicznego kobiety.
@ syndrom poaborcyjny:
Poguglałem i Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny mówi, że takiego syndromu nie ma, a Wortal Jana Pawła II Wielkiego mówi, że jest. Nie wiem, komu wierzyć.
@ h2 i zabezpieczenia:
Czekaj, to ty tu napisałeś, że co prawda szklanka wody to ekstremum, ale można się zabezpieczyć gumką ORAZ pigułką, a dla pewności dołożyć kapturek i spermicydy? Stary, seks z tobą musi wyglądać jak start wahadłowca z Cape Canaveral!
@ blue.berry i mężczyźni gadający o skrobankach:
No to proszę, nawijajcie tylko z Choyną. Ale pamiętajcie, to jest tysiąckomciowy wątek!
No macie, takiego pięknego flejma zacząłem, a Wy świnie się beze mnie bawicie.
Bardzo podoba mi się to o odpowiedzialności, myślę tutaj bardzo podobnie. Natomiast co do prawa decydowania o ciąży przez kobietę – jak mamy do czynienia z zarodkiem faktycznie kilkukomórkowym, to może to i prawda, zabieg kosmetyczny. Ale w którymś momencie te kilka komórek rozwija sobie serce, łapki itp (zabrzmiało ckliwie, a nie miało, ale chuj z tym) i chociaż nie jest jeszcze zdolne do życia poza macicą, no to kurwa to już jest mały człowieczek, do chuja. A wytyczanie granic, że ten korpusik z łapkami to już człowieczek, bo ma dni 85, a tamtego można usunąć, bo ma dni 83 – no to kurwa, jeśli igramy z życiem, to trochę jest niepoważne. Zwłaszcza jeśli argumentacją jest “bo chcę podróżować po świecie”. Ciało kobiety jest ciałem kobiety, ale zawartość jej macicy w dość nieokreślonym momencie staje się ciałem odrębnym, choć zależnym od kobiety. I w tym dość nieokreślonym momencie, moim faszystowskim zdaniem, ten jej wybór przestaje być jej.
A jeśli granicę powstania nowego człowieka (as opposed to zlepek komórek) ustalamy arbitralnie, to na tej samej zasadzie można by jednak usypiać te niemowlaki. Mama mieszka w trzech pokojach, nagle się okazuje, że ma jedno dziecko za dużo – to może odstrzelimy dwuletniego Jasia, bo jest ryży i ma ADHD.*
Oczywiście wszystko powyższe ma także zastosowanie w przypadku ciąż z gwałtów albo zagrażających życiu kobiety, dlatego właśnie jest to tak kurewsko trudny temat.
A tera mie kurwa zabijta.
*Tak, mam tendencję do przejaskrawiania.
@ EO
No ale wiesz, te granice trzeba ustalić dla prawa. I bardzo ładnie można przypatrzeć się, jak funkcjonuje prawo karne w zależności od wieku oskarżonego. Do godz. 23.59 tego dnia sąd dla nieletnich, od 00.00 następnego sąd dla dorosłych. A dzień ten to urodziny. Czyli stawiamy sztucznie barierę.
I z aborcją masz podobnie. Do pewnego, arbitralnie ustalonego momentu powinna być moim zdaniem dostępna na życzenie. Później już tylko w wyjątkowych przypadkach – nie dopuszczam argumentacji “a bo się przeprowadzałam, a potem mieliśmy remont i tak jakoś wyszło, że dopiero teraz”. Zresztą tzw. late-term abortion to bardzo rzadki fenomen, za to bogato udokumentowany zdjęciami na objazdowych wystawkach w kościołach. Od urodzenia – dzieciobójstwo. I już. Tak, arbitralnie ustalone. Bo jak nie ustalisz tego arbitralnie, to będziesz miał trucie opinii publicznej, że in vitro to zabójstwo. A nie, sorejszyn, już masz.
@ EO:
Te. Rajtuziak. A miałeś już krwawą miesiączkę żeby się wypowiadać? Nie? To morda zawarta. Też nie miałem, a jestem tylko mizernym reproduktorem więc się zamknąłem.
@EO
“A jeśli granicę powstania nowego człowieka (as opposed to zlepek komórek) ustalamy arbitralnie, to na tej samej zasadzie można by jednak usypiać te niemowlaki. ”
Witaj w realu. Tutaj jest arbitralnie tak, że
“- Ania ma lat 16, a Asia ma lat 14. Ile lat różnicy jest między nimi?
– Dziesięć do dwunastu, jeśli złapią Cię z Asią.”
@ Robert:
Następny, który powinien mieć bloga. Ja tu klecę jakieś niezgrabności o sądach dla nieletnich, a tu proszę, nie ma jak zgrabny żarcik o semi-pedofilii rzucony w dyskusji o aborcji :)
@bart
No właśnie to jest całe clue, które mnie w tym temacie najbardziej wkurwia – ta sztucznie wytyczona granica. Porównanie z prawem karnym jest trochę nie na miejscu, bo karany nieletni jest odpowiedzialny za swoje czyny, a usuwany płód jest nieodpowiedzialny za nic. W myśl części tu piszących – w ogóle nikt za nic odpowiedzialny nie jest.
Absurdalność arbitralności takich rozwiązań obrazuje Twój tekst: “od urodzenia – dzieciobójstwo”. Czyli co, usunięcie ciąży dzień przed porodem to ABORCJA, choć nieco makabryczna, nazwijmy ją z angielska “late-term”, żeby było bardziej fancy – ale już w dzień po porodzie to evil dzieciobójstwo? Zresztą co ja pierdolę, wydaje mi się, że każdy inteligentny człowiek kuma, w czym problem, tylko niektórym nie dostaje wrażliwości, żeby go sobie faktycznie uświadomić.
Dla mnie zaś, ponieważ jestem człowiekiem bardzo wrażliwym i emocjonalnym, aborcja “na życzenie” to niewyobrażalny kosmos. Wiem, że to bardzo niepopularny pogląd, ale jak już kiedyś napisałem – jak się nadstawia dupy, to trzeba się liczyć z konsekwencjami. Na przykład takimi, że się nie popodróżuje po świecie.
EO
dla niektorych kobiet dwie niebieskie kreski na teście to jest “cudowna fasolka ktora zagoscila pod moim sercem” ale innych zaś “o żesz kurwa, co ja teraz zrobię”. podobnie jak poronienie – dla jednych tragedia z ktorej nie mogą się miesiacami otrzasnąć (rozpisując sie o tym na specjalniej załozonych forach), dla innych “uff, kłopot z głowy”. ale aborcja niezaleznie od powodu jest zawsze trudną i ciężka decyzją. z której kobieta zostanie sama przez siebie rozliczona. i niezaleznie od prawa decyzję taką podejmie raczej wczesniej niż pozniej. z wielu powodow. rowniez z takich ze pozniej to raczej zdecyduje sie urodzic niz usunąc.
a w kontekscie ogolnoswiatowego przeludnienia osobiscie uwazam ze osoby niechciane na swiat pchac sie nie powinny : )
aha. dodam jeszcze, że jesli mialabym rozważac to w kontekście zła to uwazam że o wiele mniejszym złem jest usuniecie zlepka komorek niz urodzenie dziecka, ktorego się nie chce, ktorego się nie pokocha i któremu będzie się przez całe życie wypominac że zepsuło matce kariere/plany/figurę/małżenstwo/łotewer.
@ EO:
Pozwól, że ci wybolduję: nikt o zdrowych zmysłach nie robi aborcji na życzenie dzień przed porodem. Rzucanie takimi tekstami to sprowadzanie dyskusji do absurdu.
Aborcja na życzenie to dla ciebie kosmos – no przykro mi, dałeś sobie wmówić, że aborcja to trv zuo morderstwo. Zresztą men, sam mówisz o nieokreślonym momencie, w którym zawartość macicy kobiety przestaje być jej własnością. To kiedy jest ten moment? Bo jak sobie zerkniesz np. na ten wykres, to zobaczysz, kiedy się dokonuje większości spędzeń płodu. Tu masz drugi wykresik, dla porównania.
A spotkanie z osobą, która usunęła, żeby podróżować, chętnie ci zaaranżuję, żebyś mógł jej twarzą w twarz powtórzyć, co sądzisz na temat jej wyborów życiowych. Może wtedy ci pałka trochę zmięknie.
cyryl i metody
“urodzić i oddać do adopcji”
za wstukanie tego ciągu znaków należy się miesiąc wolontariatu w domu dziecka
Piszę już skrótowo, bo zbieram się do spania. Nie dokończyłem myśli o niedookreślonym momencie. Z wykresów wynika, że większość aborcji jest wykonywana w pierwszych dwóch miesiącach (a zdecydowana większość – w pierwszych trzech). Czy ten nieokreślony moment to jest wtedy, kiedy mamusia już nie rzyga co dzień, ale jeszcze jej balon nie przeszkadza wiązać butów? Bo jeśli tak, to chyba możemy uznać, że osiągnęliśmy konsensus.
OK, dobranoc. Jak się obudzę, mam nadzieję, że dobrniecie już do pięćsetki!
No dobranoc. Ślę esesmana na Barta i też idę przyłożyć się do kopiącego płodu. Może lepiej byłoby go abortować? Dobranoc.
eee, głupia ta dyskusja, w istocie się wszyscy zgadzają.
bart :
Bartu, znamy się nie od dziś, więc mam nadzieję, że piszesz to na użytek pozostałych komentatorów. Nie łap mnie za słowa, bo doskonale wiesz, że chodziło mi wyłącznie o zobrazowanie zasady.
Oczywiście nie wchodzi w grę możliwość, że ja tak sam uważam z własnej nieprzymuszonej woli – jeśli mam pogląd przeciwstawny tu lansowanemu, to znaczy, że padłem ofiarą manipulacji? Brawo, sam Jarosław byłby z Ciebie dumny.
No przecież piszę, że nie wiem. A ponieważ nie wiem, irytują mnie ludzie, którzy część odpowiedzialności za decyzję zrzucają na prawników i lekarzy. “O, popatrz, jakbyśmy dzisiaj się nie wyrobili, to jutro już by było dzieciobójstwo, a tak to uff, możemy spać spokojnie, to był tylko zlepek komórek”. A do tego podwójnie mnie irytują ludzie, którzy pomimo powyższego całą sprawę traktują jak kwestię życiowej wygody. Oczywiście przyjmuję to do wiadomości, tak samo jak przyjmuję do wiadomości istnienie całego szeregu innych przykrych postaw u bliźnich. Co nie znaczy, że muszę je akceptować i im przyklaskiwać.
Jestem takim rzadkim gatunkiem faceta, który uważa, że dziecko jest wynikiem działania dwóch osób i obie ponoszą za nie odpowiedzialność. Dlatego niezależnie od tego, czy zrobiłbym dziecko w kiblu lasce poznanej na techniawce, czy żonie czwarte na 36m2, nie przyszłoby mi do głowy usuwanie ciąży. Choć jednocześnie, żeby nie było, typem rodzinnym nie jestem i na myśl o drugim dziecku rura mi mięknie, jak to ładnie powiedziałeś. Stąd, jak czytam o Twojej koleżance, która usunęła, żeby podróżować po świecie, to zupełnie, ale to zupełnie jej nie współczuję.
Ja mam wielką frajdę, gdy ktoś wyskoczy z argumentem o duszy, która pojawia się jakoby w momencie zapłodnienia. Bo jestem tatusiem bliźniaków, jednojajowych z ciąży jednoowodniowej. Skoro dusza się tam zameldowała w momencie zapłodnienia, a potem jajeczko wtrysku nie wytrzymało i się rozpękło na dwa, to
a) tylko jeden z moich synów ma duszę
b) obaj mają po pół duszy
c) dusza się mnoży przez podział i każdy ma po jednej duszy
d) Masaj
bart :
Mi i małżonce wystarczyło, że stosowaliśmy jednocześnie pigułkę i prezerwatywę, żeby nasz synek urodził się wtedy, kiedy my chcieliśmy :)
To powyżej, to ja, tylko się podpisać zapomniałem :)
@h2
“Mi i małżonce wystarczyło, że stosowaliśmy jednocześnie pigułkę i prezerwatywę, żeby nasz synek urodził się wtedy, kiedy my chcieliśmy”
Czy zdajesz sobie sprawę, ile potencjalnych dzieci zamordowaliście?
A tak na serio: jestem gejem, więc zupełnie nie kumam rozterek bytów obdarzonych macicą i zdolnością do wypchnięcia z tejże kolejnego bytu, nie będę udawał że jest inaczej i pyszczył, że mam prawo decydować o zawartości nie moich wnętrzności.
Jestem jednak zdania, że skrobanie zlepka komórek to żadne wielkie halo, a bredzenie o potencjalnym człowieku jest cienkie jak skóra na jajach. Jakieś tam duperele o biologii, które mam wdrukowane w dekiel każą mi się spodziewać, że człowiek się może zaczynać od momentu, w którym jest w stanie samodzielnie podtrzymać życie (co oczywiście, prolajferzy, nie oznacza, że należy skrobać wszystko i wszystko, co się samo nie utrzymuje – z braku lepszego określenia – zabijać). Choć bardziej przychylam się, że to moment uzyskania szczątkowej świadomości jest tą chwilą, kiedy zlepek komórek staje się “bytem” (tu rozważania s-f o tym kiedy maszyna staje się istotą są całkiem na miejscu, bikoz – nie ma żadnej różnicy, chodzi o świadomość, więc wyrzucenie PC przez okno to skrobanka płodu, ale już odłączenie HAL’a to zabicie Zdziśka).
eli.wurman :
Jak pisałem wcześniej, nie mam takich problemów. Jestem z betonu oświeconego ;)
@ EO i aborcja dzień przed porodem:
A ja ci chcę pokazać, że twoje “obrazowanie zasady” to absurd i na dowód tego wymachuję wykresami, których najwyraźniej nie raczyłeś obejrzeć. Bo gdybyś obejrzał, to byś wiedział, że na osi czasu mordowanie duszyczek wygląda tak: aborcja, drugi trymestr, trzeci trymestr, dzieciobójstwo. Czyli usunięcie płodu, następujące w przytłaczającej większości przypadków w pierwszym trymestrze ciąży nazywamy aborcją, usunięcie noworodka nazywamy morderstwem, a usunięcie płodu dzień przed terminem nazywamy wprowadzeniem Hitlera do dyskusji.
Tak jak to powiedziałem w innym miejscu, gdyby nie debata społeczna rozpętana przez szaleńców, którym wydaje się, że płody to stworzenia z teledysków Massive Attack, dyskutowaliśmy dzisiaj o przewadze łyżeczkowania nad ssawką.
Jak jutro Front Wyzwolenia Ogórków rozpęta ogólnopolską kampanię “Ogórek ma duszę” i w niej wytrwa, to za pięć lat postawa “nie kiszę i nie jadam, ale jestem przeciwko karaniu kiszących” będzie uważana za liberalną.
H2
“Mi i małżonce wystarczyło, że stosowaliśmy jednocześnie pigułkę i prezerwatywę, żeby nasz synek urodził się wtedy, kiedy my chcieliśmy”
A co jednocześnie zaproponujesz kobietom, którego nie mogą brać pigułki ?
No i w KK i tak masz przerąbane, ta cienka warstwa lateksu dzięki cudom JP2 zamieniła czułe kochanie w bezduszne ryćkanie.
Tekst o ogórkach, Bartu, był po prostu głupi i Ty to wiesz.
Co do kwestii decydowania o ciąży przez kobiety – przemyślałem sobie na spokojnie przez noc i poranek ten temat i już wiem, czemu mnie to tak oburza. Otóż temu, że przecież nie o biologię, samą ciążę czy poród się tu rozchodzi; choć są oczywiście przykre i uciążliwe, trwają tylko 9 miesięcy i ograniczają możliwości życiowe tylko w pewnym stopniu – jeszcze nie tak dawno w Polsce obowiązkowa służba wojskowa trwała dwa lata, wyjęte z życiorysu totalnie, więc bez przesady. Tak naprawdę mówimy tutaj o tym, co będzie po porodzie – bo dopiero wtedy nasze życie się nieodwołalnie zmienia. I to nie życie tylko i wyłącznie kobiety, mężczyzny też. Dlatego nie uznaję stanowiska, że to sprawa tylko i wyłącznie kobiety. Gdyby pęknięta guma skutkowała tylko 9 miesiącami przykrości bez żadnych długotrwałych konsekwencji, na podobieństwo rozciągniętej do ekstremum grypy trzydniówki, tematu w ogóle by nie było.
Ale to nie jedyne moje przemyślenie. Doszedłem też bowiem do wniosku, że tak naprawdę, w głębi serca, brzydko mówiąc chuj mnie to obchodzi. W sensie – obchodzi mnie tyle, co przejechany kotek na asfalcie. Widzę go i serce mi się ściska, “Biedna kicia”, a potem jadę dalej i myślę o czymś zupełnie innym, przejechanego kotka mając gdzieś. I tak samo mam z aborcją – jak ktoś sobie skrobie, to niech sobie skrobie do woli, co mnie to obchodzi. Nie podoba mi się to, ale nie aż tak, żeby urządzać pikiety. Nie chcąc wyjść na hipokrytę muszę powiedzieć wprost, że wykłócam się li tylko dla samej pyskówki. Gdyby mnie przymusić do sprecyzowania stanowiska, to bym pewnie przesunął termin z 12 tygodnia do, bo ja wiem, 5-go (strzelam teraz, musiałbym się obłożyć literaturą medyczną, a mi się nie chce), a poza tym – bardziej mnie martwi to, że frank rośnie.
A w ogóle – i tak u nas jest luz, w USA pro-lajfowcy wysadzali kliniki i strzelali z ukrycia do lekarzy przeprowadzających aborcje.
EO :
pfff. bo tam jest aborcja na życzenie, to i jest do kogo strzelać.
EO :
Musimy się kiedyś spiknąć na browara, miałem dzisiejszej nocy mocno podobne przemyślenia.
@ EO:
Nie, tekst o ogórkach miał ci uświadomić, na czym polega, hmm, przesunięcie spektrum dyskursu :)
EO :
Noc przyniosła nie tylko refleksje o aborcji:
http://www.fuscher.com.pl/Bunker/
Chcieliście, to macie.
A mnie poki co kolejne komcie wrzuca w otchłań spamu… :/
Znalazłem jeden, “appreciated”. Coś jeszcze?
Niestety, WordPress nie działa tak pięknie, jak miał. Cache się źle odświeża, spamołap kasuje komcie stałych gości, edycja komci przestaje pewnego dnia funkcjonować…
W temacie (współ)odpowiedzialności: nie pojmuję, czym się część męskiej strony sprawy tak obrusza i podnieca. Nadają plemnikom imiona i dopingują w wyścigu do jajka? No nie wiem.
W przypadku owocnego przygodnego seksu – w zasadzie mi zwisa, jeśli kobieta sobie wyskrobie, nie muszę nawet wiedzieć. Jeśli natomiast ze stałym partnerem – to raczej wolałbym przedyskutować i wspólnie podjąć decyzję.
Taki był z linkiem do bash.org.pl, może teraz przejdzie:
http://bash.org.pl/475117/
O, przeszło. No więc taki link a propos dyskusji o aborcji.
Also, napisałem że tekst o ogórkach absolutnie genialny.
Bardzo mi przykro z powodu spamołapu, kompletnie nie wiem, dlaczego akurat na ciebie się uwziął. Kiedyś się na przykład uwziął na EO.
Generalnie jest tak, że spamołap przyznaje punkty dodatnie i ujemne. Np. 25 punktów na starcie dostają moje komcie jako admina bloga. Jak coś schodzi poniżej zera, ale niewiele, ląduje w moderacji. Bardziej zejdzie – spam, pod koniec dnia dostanę info, że taki a taki komcio został zakwalifikowany. Bodaj poniżej 20 punktów to spam, o którym spamołap mnie nawet nie informuje. To tytułem wstępu, żebyście znali skalę.
I teraz jak patrzę w archiwa spamołapu (co jest trudne, bo on teksty daje we wściekle zielonych prostokącikach powodujących powidoki i zawroty głowy), to widzę, że cały czas jakaś dziwna logika jest w działaniu. Twoje komcie dostają ok. 6 punktów, a Adam Gliniany 2000 :)
Nie wiem, może to od tego, że zmieniasz WWW i e-maile…
@ bart:
a ja glupia wczoraj prace zaliczeniowe pisalam…
z blue.berry (kobieta, yay!) raczej sobie za dlugo nie ponawijamy, bo sie zgadzamy. nie fochaj, jak na faceta calkiem z sensem piszesz i nawet rozumiesz dlaczego co niektorych za co niektore teksty chcemy prac po mordzie ;) a serio, to niestety trafiles w sedno z poziomem dyskusji i zwyciestwem ciasnych.
2000? Admina poczuł?
Zresetuj mu (temu programu od spamu) dane treningowe, jak możesz. Ewidentnie zgłupiał.